Przygotowania do sobotniego meczu trwały od dłuższego czasu. 11 sierpnia wyjazd został oficjalnie ogłoszony i w ciągu kilku kolejnych dni trwały zapisy. Listy spłynęły w środę, ale już wcześniej widać było duże zainteresowanie wyprawą do stolicy i spodziewano się eleganckiej liczby. Ostatni raz opcja pociągu specjalnego została zorganizowana dwa lata temu do Olsztyna. Wtedy bilety rozeszły się błyskawicznie. Tym razem było podobnie. Kilkanaście wagonów żółto-niebieskiej wiary ruszyło z Gdyni kwadrans przed godz. 14. Jedyny krótki postój w Tczewie i już po 4h zawitaliśmy w Warszawie. Tam czekają na nas podstawione autobusy i na raty docieramy pod stadion. Już na samym wejściu trwa szczegółowa kontrola - sprawdzane jest nawet wnętrze rurek PCV o znikomej średnicy. Mimo początkowych małych trudności, z biegiem czasu wejście na stadionie zaczęło przebiegać bardzo sprawnie i wszyscy spokojnie zdążyli przed rozpoczęciem spotkania.

Swoją obecność na stadionie przy ul. Łazienkowskiej zaznaczyliśmy kilkanaście minut przed pierwszym gwizdkiem, kiedy nasza zdecydowana większość była już obecna na sektorze. Nie zabrakło wymiany uprzejmości z powoli zbierającą się na Żylecie Legią, która prawdę mówiąc nie miała chyba najlepszego dnia. Sobotnie spotkanie nie cieszyło się nadzwyczajnym zainteresowaniem wśród miejscowych i na trybunach pojawiło się 16,5 tys. osób. Dla porównania - dwa tygodnie temu na meczu Legii z Piastem Gliwice frekwencja była wyższa (o dwa tysiące), z kolei w lipcu na Legia - Śląsk już dużo niższa (nieco ponad 12. tys.). Biorąc pod uwagę, że był to już 13. występ Legionistów w bieżącym sezonie (w tym siódmy w roli gospodarza), tego typu wahania formy na pewno będą miały miejsce (drogie ceny biletów przy Łazienkowskiej, a do tego kosztowne europejskie wyjazdy). Dlatego pewien procent fanatyków z Żylety i nie tylko z tego sektora, na pewno odczuje dość boleśnie natłok spotkań o stawkę. Generalnie nas nie powinno to zbyt wiele interesować, bo sektor gości w sobotę wyglądał rewelacyjnie, ale patrząc na sprawę obiektywnie, trzeba o tym pamiętać.

Początkowo zapełnił się jego górny poziom - ścisk stawał się dosyć wyraźny i dopiero w trakcie I połowy została otwarta dolna trybuna. Głośny doping dla Arkowców niósł się od pierwszych minut. Szybko zdobyty gol, za chwilę drugi - wielka Legia, mistrz Polski na kolanach. Zabawa trwała w najlepsze i co ważne, czynny udział w dopingu brał praktycznie cały sektor. Gospodarze z czasem już nie wytrzymali wobec wydarzeń na boisku i solidnie oberwało się piłkarzom, którzy na krok nie byli w stanie dorównać naszym charakternym zawodnikom. Koniec pierwszej części spotkania - chwila na złapanie oddechu i za chwilę powrót do tego, co działo się przed przerwą. W II połowie na sektorze pojawia się oprawa - sektorówka, machajki, ognie wrocławskie i stroboskopy. W tym samym momencie pada trzecia bramka dla naszej drużyny. To, co dla wielu wydawało się nierealne, staje się faktem, a doping nie milknie. Końcowy gwizdek - końcowy wynik 3-1! Sukces. Sportowy i kibicowski. Piłkarze po meczu otrzymają zasłużone brawa i podziękowania. Na stadionie spędzamy jeszcze trochę czasu zanim otworzą się dla nas bramki, na dworzec docieramy w okolicach północy, a już chwilę po 4 jesteśmy w Gdyni. Nasza oficjalna liczba w sektorze gości to 973 osoby (w tym 8 kibiców Polonii Bytom i kilku fanów Lecha Poznań z flagą oraz Cracovii, którym dziękujemy za obecność). Mieliśmy ze sobą dziewięć flag - zaprezentowaliśmy także oprawę i doping na wysokim poziomie. Oby więcej takich wyjazdów i powrotów w tak dobrych humorach!

Obszerna FOTORELACJA z wyjazdu