Po przerwie spowodowanej meczami reprezentacji wróciliśmy na ligowy szlak. Tym razem celem jaki obraliśmy był Sosnowiec. Nie był to jednak mecz z miejscowym Zagłębiem, a zgodowy pojedynek z Cracovią, która z powodu przebudowy stadionu rozgrywa tam swoje spotkania. Poprzedni nasz wyjazd napawał optymizmem, jeśli chodzi o liczbę Śledzi na obcych stadionach i można powiedzieć, że i tym razem nie zawiedliśmy. Pomimo przyznanych nam 200 biletów meldujemy się w liczniejszej grupie i pomagamy Arce zdobyć kolejne punkty.
Wyjazd rozpoczął się około godziny 23, kiedy przyjechał do Gdyni pociąg jadący z Kołobrzegu, którego stacją docelową był Kraków. Przez spore tłumy nie wszystkim udaje się zająć miejsce siedzące, lecz podróż trwa w najlepsze. W Tczewie wsiada do nas grupa 150 fanatyków Arki spod znaku TPAG i w liczbie oscylującej w granicach 250 podróżujemy aż do stolicy Małopolski. 
W Krakowie meldujemy się chwilę przed południem, spotykamy się z braćmi z Krakowa oraz z jadącymi innymi środkami transportu Arkowcami. Po szybkim posiłku wsiadamy w pociąg specjalny przygotowany przez Cracovię i razem z Pasiakami udajemy się w podróż do Sosnowca. Gdy wreszcie dojeżdżamy okazuje się, że autobusy mające nas przewieźć na stadion mają zbyt małą pojemność, zatem marszem pokonujemy tę niedługą trasę i na ponad godzinę przed meczem meldujemy się pod kasami „Stadionu Ludowego”. Udaje się wejść każdemu, niektórym za drugim razem, była możliwość dopisania się do listy.
Mecz widowiskiem sportowym najwyższych lotów nie był, a obie bramki padły po dobrze wykonanych rzutach wolnych. Pierwszy - dla Cracovii był autorstwa Dariusza Pawlusińskiego, a riposta w drugiej połowie była wykonania Bartka Ławy. Cieszy fakt, że graliśmy ofensywnie i to my byliśmy w końcówce stroną przeważającą. Brawa również dla trenera, który nie bał się grać w ostatnich minutach trzema napastnikami, w przeciwieństwie do pana Marka Chojnackiego, który atakować się bał.
Jeśli chodzi o aspekt kibicowski, to nasz doping nie stał na zbyt wysokim poziomie. Druga połowa znacznie lepsza niż pierwsza, głównie dzięki zachętom ze strony prowadzących doping na Cracovii. Udało się i potrafiliśmy połowę meczu dopingować tak, jak należało. Usprawiedliwieniem może być jednak fakt, że zanim weszliśmy na stadion, spędziliśmy w pociągach ok. 17 godzin. Na płocie flagi Dąbrowy, Sanatorium i mała flaga Arki, często widywana podczas meczów na Górnym Śląsku. Arkowców łącznie ponad 300 osób.
Po zakończonym remisem spotkaniu pozostajemy chwilę na sektorze, gdyż do pociągu zostaje nam sporo czasu. Gdy autokary nadjechały wsiadamy do nich i jedziemy bezpośrednio na stację PKP do Katowic, gdzie wsiadamy do pociągu jadącego do Świnoujścia. Żeby nie było za lekko, nasza podróż z drugiego końca Polski została jeszcze bardziej wydłużona i do Gdyni jechaliśmy przez Stargard Szczeciński, gdyż bezpośrednie połączenie z Katowic było dopiero po kilku godzinach. Do Wrocławia pociąg szczelnie zapełniony i tylko nieliczni mieli gdzie usiąść. Później już co raz lepiej, a po przesiadce trafiliśmy na prawie pusty skład jadący do naszej Gdyni.
Dziękuje wszystkim, którzy zdecydowali się wesprzeć Arkę na kolejnym dalekim wyjeździe, który był godzinowo rekordowy – w podróży spędziliśmy ponad 36 godzin. Szczególne słowa uznania po raz kolejny kieruję do naszego najlepszego Fan Clubu, jakim bez wątpienia jest Tczew. Ponad połowa obecnych na wyjeździe to kibice z tegoż FC, zatem pytanie do mieszkańców Gdyni – gdzie w tym momencie byliście? W Sosnowcu obecni też przedstawiciele innych FC, takich jak : Hel, Władysławowo, Dzierzgoń czy Stare Pole. Skoro z takich miejscowości nie ma kłopotu jechać, to i z Gdyni nie powinno być.
Mimo tego, wyjazd uważam za bardzo udany i gorąco zachęcam do wstania sprzed komputera i uczestnictwa w następnej podróży za Arką, wspierając ją swoją obecnością i głośnym dopingu na sektorze gości. Arka Gdynia!