Retardacja jest stosowanym w literaturze i kinematografii zabiegiem polegającym na zatrzymaniu akcji utworu lub filmu tuż przed punktem kulminacyjnym celem zwiększenia napięcia u odbiorcy dzieła. Taki efekt może zostać wywołany poprzez spowolnienie toku wydarzeń, radykalną zmianę wątku czy retrospekcję do wydarzeń minionych. Taką właśnie retardację w kontekście sezonu 2021/2022 wykonali w kończącym się tygodniu Jarosław i Michał Kołakowscy. Rozgrywki I ligi zbliżają się do półmetka i wkraczają w fazę, w której jeszcze nie jest za późno na pogoń za czołówką, ale jednocześnie nie ma już najmniejszej wolnej przestrzeni na pomyłkę. Konieczne jest wprowadzenie gamechangera, który sprawi, że żółto-niebiescy błyskawicznie wrócą do swojej najlepszej gry, którą już w tej kampanii pokazywali. Kierownictwo klubu kandydata do takiej roli znalazło w osobie Ryszarda Tarasiewicza, który meczem z Resovią Rzeszów debiutuje w roli szkoleniowca gdynian. Czy na przywitanie z Trójmiastem skieruje drużynę na lepsze tory? W sobotę o 15:00 Arka gra w Gdyni z Resovią Rzeszów.

Działacze z ul. Wyspiańskiego nie należą do najcierpliwszych i podejmujących najlogiczniejsze decyzje włodarzy w Polsce. W poprzednim sezonie obserwatorów I ligi zdziwiło nagłe zwolnienie Szymona Grabowskiego, legendy klubu i trenera, który wprowadził ,,Sovię” na zaplecze Ekstraklasy. Młody szkoleniowiec musiał jednak spakować walizki, a jego miejsce zajął Radosław Mroczkowski. Były trener Widzewa czy Sandecji dał rzeszowianom stabilizację, utrzymał ich w lidze i stworzył zalążki dobrze rozumiejącego się zespołu. I przy pierwszym kryzysie w trwającym sezonie (trzy porażki z rzędu) on również poleciał ze stanowiska. Choć piłkarze z Podkarpacia w ostatnim występie pod wodzą Mroczkowskiego rzeczywiście zaprezentowali się katastrofalnie (0:2 z Podbeskidziem na wyjeździe w dramatycznym stylu), to jednak wcześniej potrafili m.in. rozbić ŁKS przy al. Unii 3:0. Tak czy inaczej, od niespełna miesiąca Resovię prowadzi Dawid Kroczek – dotychczasowy asystent zwolnionego szkoleniowca. W tym czasie jego podopieczni dołożyli czwartą kolejną przegraną (0:1 z Sandecją), ale w dwóch następnych spotkaniach sięgali już po komplet punktów (1:0 z Zagłębiem Sosnowiec i 3:0 z Chrobrym Głogów). Napędzanie się tego mechanizmu zostało jednak zatrzymane w ostatni wtorek, gdy na własnym boisku zawodnicy Kroczka ulegli Miedzi Legnica 0:2. Tamten mecz kosztował ich zresztą znacznie więcej – czerwoną kartkę za faul taktyczny obejrzał Aleksander Komor i w Gdyni 27-letni stoper nie zagra, a w tej kampanii jest on całkowitą podporą podstawowej jedenastki ,,Sovii”. Rzeszowianie wyglądali słabo zwłaszcza w końcówce rywalizacji z Miedzią, sprawiając wrażenie poważnie zmęczonych i grających na ciężkich nogach. Jeżeli do tych okoliczności dołożymy podróż autokarem na drugi koniec Polski i dwa dni na regenerację po poprzedniej konfrontacji mniej niż przysługiwało Arkowcom, żółto-niebiescy urastają do miana zdecydowanego faworyta sobotnich zawodów. Niech jednak taki status nie sprowadzi gdynian na manowce – ku przestrodze przypominamy tu spektakularny wyjazdowy triumf Resovii nad ŁKS-em. Plasujący się na 11. miejscu w ligowej tabeli piłkarze z Podkarpacia występują w klasycznym systemie 4-2-3-1 z praktycznie niezmienną w ostatnich kolejkach linią defensywy, którą tworzą Bartosz Jaroch, znany kibicom Arki Dawid Kubowicz, wspomniany wyżej Komor (w sobotę zastąpi go Oliver Podhorin) oraz wybrany przez kibiców piłkarzem września Radosław Adamski, którego jednak zabrakło we wtorkowym starciu z legniczanami, a jego miejsce zajął wówczas Rafał Mikulec – na co dzień prezentujący się na lewym skrzydle. Jeżeli Adamski nie pojawi się na murawie również przy Olimpijskiej, Mikulec znów wejdzie w rolę bocznego obrońcy, a przed nim biegać będzie inny stary znajomy fanów żółto-niebieskich, Kamil Antonik. Ten ostatni czuje się zresztą w Rzeszowie doskonale – po nieudanych przygodach z Arką i Zagłębiem Sosnowiec wrócił na Podkarpacie i w bieżących rozgrywkach jest najskuteczniejszym piłkarzem ,,Sovii” w klasyfikacji kanadyjskiej z jednym golem i czterema asystami. Podopieczni Ryszarda Tarasiewicza powinni w sobotę uważać także na znajdującego się ostatnio w wysokiej formie ofensywnego środkowego pomocnika Marka Mroza. Tak naprawdę jednak największą siłą rzeszowian jest gra zespołowa i atmosfera wewnątrz ekipy. Kiedy drużynie idzie, piłkarze wzajemnie się nakręcają i każdy z nich potrafi dać z siebie coś ekstra.

Tymczasem w Gdyni w tym tygodniu raban. Poszła głowa Dariusza Marca, którego na stanowisku trenera żółto-niebieskich zluzował Ryszard Tarasiewicz. 59-letni szkoleniowiec w dotychczasowych dziewięciu debiutach w roli trenera w poszczególnych klubach (Śląsk Wrocław został policzony dwa razy, przy dwóch podejściach Tarasiewicza do tego zespołu) zanotował 4 zwycięstwa, 1 remis i 4 porażki. W Gdyni wszyscy liczą jednak, że w konfrontacji z Resovią nastąpi spektakularny start nowego rozdziału, odblokowanie żółto-niebieskich strzelb i rezurekcja potencjału zawodników z Olimpijskiej. Podstawowym argumentem – poza teoretyczną przewagą piłkarską w przedmeczowych analizach – jest legendarny ,,efekt nowej miotły”. W polskiej piłce bardzo często przybycie do klubu świeżego trenera nagle otrzeźwia umysły zawodników, powoduje u nich zmianę perspektywy i wzrost zaangażowania. Co prawda do ambicji Arkowców w minionych potyczkach nie mamy zastrzeżeń, ale być może brakowało im dotąd właśnie dodatkowego impulsu, by zamiast stu procent, dawać z siebie dwieście. Potrzebna jest tu motywacja, błyskawiczne znalezienie wspólnego języka szkoleniowca z drużyną i czysta głowa przynosząca w konsekwencji zimną krew pod bramką rywala. O braku skuteczności żółto-niebieskich napisano już w ostatnim czasie bardzo wiele. Mamy nadzieję, że w sobotę będzie można już ten temat pogrzebać i skazać na wieczne zapomnienie. Tarasiewicz przyznaje, że jest zwolennikiem ustawienia z czwórką obrońców, co zwiększy również szanse na poprawę szwankującej gry defensywnej. Powiedzmy sobie jednak szczerze – mecz z Resovią jest idealnym spotkaniem na otwarcie nowego rozdziału i ponowne złapanie rozpędu, który bardzo się gdynianom przyda – zwłaszcza w kontekście następnych pojedynków, bo ich przeciwnikami będą w tych rywalizacjach Miedź, Podbeskidzie i Sandecja. Intensywność nadchodzącego okresu będzie niezwykle wysoka, ponieważ jeśli do dokonanej w poprzednim zdaniu enumeracji rywali dodamy jeszcze potyczkę Pucharu Polski z Lechią Zielona Góra, będziemy tu mówić o prawdziwym spiętrzeniu poważnego grania. Historia konfrontacji Arki z Resovią obejmuje tylko dwie potyczki i mowa tu o spotkaniach z ubiegłego sezonu. W obu lepsi okazali się żółto-niebiescy i innego scenariusza nie bierzemy pod uwagę także w sobotę. Pod względem statystycznym Arkowcom pasuje nawet obsada sędziowska tych zawodów – arbitrem głównym będzie bowiem Wojciech Krztoń z Olsztyna, który prowadził dotąd 14 meczów gdynian, w których zanotowali oni po 7 zwycięstw i remisów, ani razu nie przegrywając.

Tak jak wspomnieliśmy na wstępie, sezon wkracza w kluczowy okres. Ten, kto wygrywa seryjnie w październiku i listopadzie, z reguły ustawia się w tej lidze w komfortowej sytuacji względem przerwy zimowej, rundy wiosennej i ostatecznych rozstrzygnięć. Tu już nie ma miejsca ani czasu na przypadkowość. U progu rozgrywek drużyny badały się wzajemnie, prezentowały falującą dyspozycję, dopinały składy i szukały optymalnych rozwiązań taktycznych. W tym momencie wszystkie mechanizmy się zazębiły. Ten, kto ma być mocny, demonstruje to w jesiennych miesiącach. Napięcie wzrasta. Właściciele Arki zdecydowali się te emocje jeszcze dodatkowo wzmocnić poprzez dokonanie roszady, która teoretycznie powinna cofać ekipę do przeszłości (wszak od wyboru nowego trenera z reguły rozpoczyna się budowa drużyny), ale w praktyce ma stanowić skok energetyczny i okazać się wyciągnięciem asa z rękawa, posunięciem przełomowym dla losów sezonu, całkowicie przetasowującym dotychczasowy I-ligowy układ. Czy Kołakowscy zatrudnieniem Tarasiewicza powiedzą reszcie stawki ,,szach mat”? Tego dowiemy się zapewne za kilka miesięcy, ale już w sobotę macie szansę prześledzenia początku pokerowej zagrywki. Podobno Jack Sparrow w czasie swoich licznych pirackich przygód stwierdził ,,moim drugim ulubionym miejscem na świecie, zaraz po Tortudze, jest Stadion Miejski w Gdyni”. Nie może was tam zabraknąć. Sialalalalalala, Aaaaarka Gdyyyyniaaaaaa!