Podopieczni Ireneusza Mamrota jechali na drugi wyjazd z rzędu z nastawieniem na rehabilitację za bardzo słabe zawody w Olsztynie. W ich składzie zabrakło wciąż przeżywającego infekcję Bartosza Kwietnia, na ławce rezerwowych zasiadł też Kamil Mazek, którego w wyjściowym składzie zastąpił Mateusz Żebrowski. W zestawieniu gospodarzy obyło się bez niespodzianek. Miejsce pauzującego za czerwoną kartkę w meczu z Widzewem Serhija Krykuna w obliczu nadal niepełnej dyspozycji fizycznej Michała Golińskiego zajął Aron Stasiak.

Pierwsze dwie minuty spotkania to pojedynek Bartosza Śpiączki z Arką. Napastnik gospodarzy w pierwszej akcji meczu oddał niecelny strzał, a w 2. minucie spróbował ponownie - tym razem trafił w światło bramki, ale Kajzer był na posterunku. Pięć minut później z dystansu starał się uderzać Drewniak, jednak piłka poszybowała wysoko nad poprzeczką. W 31. minucie Letniowski strzelił po ziemi z linii pola karnego, a futbolówka po rykoszecie od Stromeckiego przetoczyła się obok prawego słupka. Przy rzucie rożnym Drewniak znalazł dośrodkowaniem w polu karnym Dancha, ale główka stopera gdynian wpadła Gostomskiemu do koszyczka. Cztery minuty po tych zdarzeniach doszło do wymuszonej zmiany w szeregach żółto-niebieskich - kontuzjowanego Deję zastąpił na placu gry Mazek. Przed przerwą szczęścia próbowali jeszcze Cierpka, Letniowski i Stasiak, ale były to strzały do statystyk.

Druga połowa rozpoczęła się od uderzenia Letniowskiego Panu Bogu w okno. W 53. minucie prostopadłe podanie Drewniaka stworzyło Mazkowi sporo miejsca na prawej stronie, ale jego zagranie wzdłuż bramki zakończyło się na pierwszym obrońcy. W 66. minucie zaatakował Tymosiak, ale Kajzer nie miał najmniejszych problemów z wyłapaniem lecącego prosto w niego strzału. Dwie minuty później z kornera centrował Stromecki, do uderzenia doszedł Wojciechowski, z jego strzałem poradził sobie bramkarz Arki, ale gospodarze dobili piłkę i ta zatrzepotała w siatce gdynian. Sędzia Szczech odgwizdał jednak spalonego Śpiączki i uratował żółto-niebieskich. Ale podobnie jak w meczu ze Stomilem - co się odwlecze, to nie uciecze. W 80. minucie Leandro wrzucił piłkę w pole karne, tam odnalazł się Stromecki, oddał natychmiastowy strzał, futbolówka minęła już Kajzera, ale z linii bramkowej wybił ją Marcjanik. Gospodarze zebrali jednak piłkę, a Kalinkowski precyzyjnie umieścił ją w lewym narożniku bramki Kajzera. Górnik na 10 minut przed końcem meczu wyszedł na prowadzenie i to zdarzenie wyraźnie ożywiło spotkanie przy al. Jana Pawła II. Trzy minuty później musiało być 1:1 - Wolsztyński prostopadłym podaniem wyprowadził Młyńskiego sam na sam z Gostomskim, ale lewoskrzydłowy z Kobysewa przegrał ten pojedynek. W odpowiedzi Kajzer sparował na róg strzał Struskiego z prawej flanki, a po chwili Śpiączka wyskoczył dwa albo trzy razy wyżej od Dancha i Soszyńskiego, ale nie zdołał skierować piłki głową w światło bramki. W 89. minucie Śpiączka zaliczył świetne otwierające podanie górą, wybiegający na czystą pozycję Kalinkowski miał autostradę do bramki Kajzera, popędził tym korytarzem, ograł jeszcze jak dziecko Marcjanika, po czym zapakował piłkę do siatki obok bezradnego Kajzera. Górnik dopiął swego i przesądził losy meczu. W doliczonym czasie gry niecelnie głową próbował jeszcze Wolsztyński. Arka nie wygrała piątego meczu z rzędu i zanotowała drugą porażkę w sezonie.

Drużyna potrzebuje wstrząsu. Rozumiemy, że za oknem szybko robi się już ciemno, jest coraz chłodniej, z drzew powoli opadają kolorowe liście, często wieje wiatr i pada deszcz, słowem - październikowa atmosfera zachęca głównie do położenia się w łóżku pod kocykiem i oglądania Netflixa z kubkiem herbaty w dłoni. Nie rozumiemy natomiast, dlaczego zawodnicy Mamrota manifestują takie nastawienie na boisku. Zarówno w Olsztynie, jak i w Łęcznej pokazali niebywały marazm, lenistwo i brak charakteru. W pięciu ostatnich meczach nie strzelili gola z gry. O ile we wcześniejszych kolejkach stwarzali sobie chociaż ku temu okazje, ale mieli problem z wykorzystaniem ich, to ostatnio nie generują już nawet sytuacji podbramkowych. I niewiele robią w tym kierunku. Apelujemy o zdecydowaną reakcję trenera i tej części szatni, która nie ma maniery odpuszczania walki. Nie chodzi tu nawet o straty w walce o awans - rozumiemy tok budowania drużyny od zera, potrzebę czasu, nikt nie naciska na Ekstraklasę po roku. Ale chodzi o nadzieję w sercach kibiców, o dumę wywoływaną walką ich piłkarzy, o emocje. Arki w tym momencie nie da się oglądać. To musi się zmienić - nie mówimy o wygrywaniu w każdej kolejce, ale mówimy o chęciach do gry i walce o każdą piłkę. Jesteśmy Arka Gdynia i naszą domeną jest charakter. Za tydzień gracze Mamrota pauzują z powodu przełożenia potyczki z Zagłębiem Sosnowiec, najbliższy mecz powinien odbyć się z Koroną Kielce w Gdyni w 1/16 finału Pucharu Polski, w piątek 30 października o 17:00 (jeżeli nie nastąpią kolejne zmiany wywołane koronawirusem). Oczekujemy awansu.


Górnik Łęczna - Arka Gdynia 2:0

Bramki: Kalinkowski 80', Banaszak 89'

Górnik: Gostomski - Sasin, Baranowski, Midzierski, Leandro - Struski (90+2' Kukułowicz), Cierpka (62' Tymosiak), Stromecki, Stasiak (76' Banaszak) - Wojciechowski (76' Kalinkowski), Śpiączka.

Arka: Kajzer - Kasperkiewicz, Marcjanik, Danch, Marciniak - Żebrowski (70' Siemaszko), Deja (35' Mazek), Drewniak, Letniowski (76' Soszyński), Młyński - Jankowski (70' Wolsztyński).

Żółte kartki: Śpiączka - Deja, Danch.

Sędziował: Łukasz Szczech (Warszawa).