Arka Gdynia - Lechia Gdańsk 0:0

Arka: Pavels Steinbors - Damian Zbozień, Christian Maghoma, Frederik Helstrup, Adam Marciniak - Marko Vejinović, Michał Nalepa - Nabil Aankour (74' Rafał Siemaszko), Michał Janota (82' Adam Deja), Maciej Jankowski - Aleksandyr Kolew
Lechia: Dusan Kuciak - Joao Nunes, Błażej Augustyn, Michał Nalepa, Filip Mladenović - Tomasz Makowski, Daniel Łukasik (90' Steven Vitoria), Jarosław Kubicki, Konrad Michalak (65' Artur Sobiech), Lukas Haraslin (85' Jakub Arak) - Flavio Paixao

Żółte kartki: Marciniak, Nalepa, Vejinović - Makowski
Widzów: 10 012


Arkowcy rozpoczęli dzisiejszy mecz bardzo odważnie, wysoko atakując drużynę zza Sopotu. Bardzo szybko przejęta inicjatywa pozwoliła na wyprowadzanie groźnych ataków. Tak też było w 17. minucie, kiedy to żółto-niebiescy zaskoczyli rywali znakomitą wymianą podań. Futbolówka trafiła do Nabila Aankoura, który dośrodkował wzdłuż bramki, ale tam zabrakło kilku centymetrów, aby Aleksandyr Kolev wbił piłkę do bramki z najbliższej odległości. Biało-zieloni nie pozostali dłużni i w odpowiedzi swoją szansę miał Lukas Haraslin, ale jego uderzenie z ostrego kąta wybronił Pavels Steinbors. To była jedna z nielicznych sytuacji kiedy podopieczni Piotra Stokowca byli w stanie zatrudnić łotewskiego golkipera. Mecz trwał, a goście nie byli w stanie przedrzeć się przez dobrze funkcjonującą - choć popełniają ą drobne błędy - obronę Arki. Skrzętnie mogli to wykorzystać w 44. minucie. Z prawej flanki futbolówkę na dalszy słupek dośrodkował Michał Janota, a bliski zdobycia bramki był Maciej Jankowski, którego strzał zatrzymał się na poprzeczce. W doliczonym czasie pierwszej części spotkania swojej szansy szukali goście, ale dobrze we własnym polu karnym spisywali się obrońcy Arki.

Żółto-niebiescy drugą połowę rozpoczęli od długiego podania, które pozwoliło na starą zagrywkę. Z autu piłkę wrzucił Damian Zbozień, w polu karnym przedłużył ją Kolev, a formalności dopełnił Nabil Aankour. Sędzia jednak nie uznał bramki, po długiej wideoweryfikacji stwierdził, że był spalony. Nie podłamało to jednak podopiecznych Zbigniewa Smółki, którzy raz po raz znajdowali się w pobliżu bramki przyjezdnych. Wraz z upływającymi minutami, aktualny lider tabeli zaczął grać agresywniej i stwarzać coraz więcej sytuacji podbramkowych. Mimo wizualnej przewagi, przyjezdni nie potrafili oddać celnego strzału na bramkę. Strzelali, strzelali, aż mogli ustrzelić. W jednej z ofensywnych akcji z dużej odległości uderzał Filip Mladenović, ale interwencją meczu popisał się Steinbors. Arkowcy mimo ogromnego zmęczenia dawali z siebie 100%. Plony mogli zebrać w doliczonym czasie drugiej połowy. Kolew bardzo dobrze przyjął futbolówkę w polu karnym, bez namysłu uderzył z półobrotu, ale tym razem gości uratował słupek.

Ponoć mecze derbowe motywują podwójnie. Patrząc na Arkę z ostatniego meczu i Arkę z dzisiaj, można mieć wrażenie, że takie spotkania motywują potrójnie. Żółto-niebiescy wyglądali jakby przed meczem wypili karton energetyków. Biegali, walczyli, a momentami gryźli trawę. Bardzo dobrze w zaprezentował się blok obronny, dobrze spisywała się ofensywa, ale zabrakło odrobiny szczęścia. Jeśli żółto-niebiescy, to możemy być pełni optymizmu przed nadchodzącymi, ciężkimi spotkaniami.