Na początek ustalmy jedno - gol dla Arki w meczu z Ruchem ewidentnie został strzelony w nieprawidłowy sposób, po tym jak Rafał Siemaszko wbił ręką piłkę do bramki. Tego nikt nie neguje. Jednak od wychwycenia takich zagrań jest na boisku sędzia. Ba, zespół sędziowski, bo przecież Tomasz Musiał konsultował się ze swoim asystentem. Mimo tego uznał tę bramkę.

W mediach na Rafała wylano jednak wiadro pomyj, nazywając go oszustem i prześcigając się w znajdowaniu nowych i coraz mocniejszych określeń na to, co wydarzyło się w sobotni wieczór. Prym wiedli w tym „dziennikarze” Przeglądu Sportowego. Najpierw komentarz wysmarował Antoni Bugajski, który porównuje zachowanie Siemaszki do… ustawiania meczów za czasów korupcji w polskiej piłce. Tomasza Musiała określił mianem „zdezorientowanego” i oczywiście bezmyślnie skrytykował jeszcze całowanie przez Siemaszkę ręki, czyli gest, który oczywiście nie miał związku z tym jak padł gol. Żebyście nie musieli wchodzić na stronę PS i nabijać kliknięć, wklejamy poniżej:

 


Jeszcze dalej posunął się kibic Jagiellonii Piotr Wołosik, mianujący się też dziennikarzem. Na swoim profilu na Twitterze wprost oznajmia, że liczy na to, że Ruch podłoży się w ostatniej kolejce Górnikowi Łęczna.

 

 

Oczywiście w odpowiedziach na ten tweet także nie zabrakło nawiązania do korupcji (ale gdy głowa się grzeje i brakuje argumentów…). Ciekawe czy przełożeni Wołosika aprobują tego typu wypowiedzi w wykonaniu redaktora ich gazety? A nie, nie było pytania, spójrzmy na okładkę dzisiejszego PS:

Od dziennikarzy oczekiwalibyśmy jednak większego obiektywizmu, a przede wszystkim nie nakręcania innych do hejtowania. Może jednak nie ma się co dziwić? W końcu PS od dłuższego czasu znajduje się na równi pochyłej, zarówno jeśli chodzi o jakość pojawiających się w nim tekstów, jak i sprzedaż.

Nie przypominamy sobie żeby Wołosik tak głośno protestował gdy Jagiellonia wygrała w grudniu z Arką po dwóch golach, które nie powinny paść. Najpierw oszust (wg nomenklatury Wołosika) Świderski naciągnął sędziego na rzut wolny po rzekomym faulu Marciniaka, a po nim padł drugi w meczu gol dla Jagiellonii. Potem Szymon Marciniak podyktował rzut wolny po tym jak Steinbors zgodnie z przepisami złapał piłkę po wybiciu Sochy. Z wolnego trafił Vassiljev. Co ciekawe ta druga sytuacja została określona w mediach co najwyżej „kontrowersyjną”, a nie brakowało zagorzałych obrońców decyzji sędziego.


Jak miał zachować się Rafał? Pojawił się przykład Miroslava Klose, który w 2012 roku w meczu Napoli z Lazio przyznał się do zdobycia bramki ręką. Umówmy się, to jednak bardzo rzadki przypadek zachowania w tego typu sytuacjach. Ile za to mieliśmy w historii nieprawidłowo zdobytych bramek, nie tylko po zagraniu ręką, ale na przykład po ewidentnej symulacji w polu karnym i wykorzystanej jedenastce? Jak często piłkarze przyznają się do tego, że tak naprawdę nie byli faulowani i z premedytacją naciągnęli sędziego, wykorzystując okazję? Każdy sezon niestety przynosi mnóstwo takich sytuacji, z tym, że nikt nie robi w ich przypadku aż takiej histerii. Punkt widzenia zależy od punktu siedzenia. Wygodniej jak wiadomo zbesztać Arkę niż inne, większe kluby. Szkoda, że Przegląd Sportowy nie poświęca tyle uwagi żółto-niebieskim na co dzień, traktując Arkę marginalnie i przeznaczając ułamek miejsca w gazecie raz na jakiś czas.

Najbardziej absurdalnym zdaniem, które też przewija się w mediach jest „Gol Siemaszki przesądził o spadku Ruchu”. Nie, o spadku Ruchu przesądziła postawa klubu z Chorzowa w całym sezonie, zdobycie 30 punktów w rundzie zasadniczej i całych 2 (do meczu z Arką) w pięciu meczach w rundzie finałowej. A może przede wszystkim oszustwa pozaboiskowe, które sprawiły, że Ruchowi odjęto w tym sezonie cztery punkty i zawieszono licencję na przyszły sezon. Tym bardziej śmieszną decyzją jest wysłanie przez prezesa Ruchu pisma z żądaniem powtórzenia meczu.

Przypomnijmy przy okazji w jaki sposób zdobywał bramkę Ruch w 2007 roku. W sezonie w którym wywalczył awans do ekstraklasy.