Jagiellonia Białystok - Arka Gdynia 4:1 (Vassiljev 4', 59'k, Černych 44', 51' - Sołdecki 72')
Jagiellonia: Marian Kelemen - Łukasz Burliga, Marek Wasiluk, Guti, Piotr Tomasik (68' Jonatan Straus) - Rafał Grzyb, Taras Romanczuk - Przemysław Frankowski, Konstantin Vassiljev (90' Maciej Górski), Karol Mackiewicz (69' Karol Świderski) - Fedor Cernych
Arka: Konrad Jałocha - Tadeusz Socha, Michał Marcjanik, Dawid Sołdecki, Marcin Warcholak - Antoni Łukasiewicz, Yannick Sambea (46' Adam Marciniak) - Marcus da Silva (77' Rashid Yussuff), Mateusz Szwoch, Miroslav Bożok - Dariusz Zjawiński (61' Rafał Siemaszko)
Żółte kartki: Vassiljev (Jagiellonia) - Socha, Marciniak (Arka)
Widzów: 16471
Piątkowy mecz na szczycie miał być prawdziwym testem dla Arkowców. Czy prezentują już poziom czołówki ekstraklasy, jak chcieliby optymiści? Czy może poza domem tracą połowę wartości i w starciu z najlepszymi zespołami ekstraklasy nie będą mieć wiele do powiedzenia? Niestety, dziś triumfują ci drudzy. Arkowcy popełnili dziś więcej indywidualnych błędów niż przez niemal cały sezon 2015/2016. Nasi zawodnicy grali daleko od siebie, mało agresywnie i zdecydowanie. Jagiellonia udowodniła, że nieprzypadkowo jest wskazywana jako czarny koń tego sezonu.
Nim wszyscy wspaniale dopingujący dziś fani Arki zasiedli na sektorze, stadionem wstrząsnęła euforia po raz pierwszy. Niesamowicie dysponowany Fiodor Cernych wszedł w pojedynek z Dawidem Sołdeckim, łatwo go ograł, po czym wycofał piłkę do nadbiegającego Vassiljeva. Doświadczony Estończyk miał przed sobą jakieś 10 metrów wolnej przestrzeni (patrz - obrazek poniżej) i zrobił z dogranej piłki użytek. Gdzie byli pozostali zawodnicy Arki? Kto odpowiadał za Vassiljeva? Czemu Sołdecki nie wybił od razu piłki w aut? Pytania pozostaną bez odpowiedzi. Arkowcy po czasie opanowali sytuację, ale ich gra przypominała do złudzenia tę z Niecieczy. Dziesiątki bezproduktywnych podań (do przerwy Arka miała ich aż o 100 więcej niż Jagiellonia - red.) nie przynosiły znów żadnego rezultatu, a niemal każda kontra Jagi pachniała bramką. W 44 minucie Frankowski zagrał piłkę wzdłuż bramki, nieporadnie wybił ją Marcjanik, z czego skorzystał Romanchuk. Ukrainiec dograł piłkę do Cernycha, z interwencją nie zdążył Sołdecki i do przerwy było 2:0. Praktycznie każde dogranie futbolówki w pole karne nosiło znamiona bramki.
Na drugą połowę nie wyszedł już Sambea, którego zmienił Marciniak. To nie zmieniło jednak obrazu gry. Jagiellonia nadal przeważała i w 51 minucie mecz był już rozstrzygnięty. Cernych wykorzystał nieporozumienie wybiegającego z bramki Jałochy z Sołdeckim, dopadł do odbitej piłki i skierował ją z ostrego kąta do pustej bramki. Także czwarty gol był "autorstwa" Sołdeckiego, który tym samym poszedł w ślady Szwocha, skompletował swoisty "hat-trick" i zanotował pewnie najgorszy mecz w swojej karierze. Może się jednak pocieszać tym, że taki mecz gra się przeważnie raz w życiu. Cernych i tym razem uciekł ponownie stoperowi Arki, wbiegł w pole karne, gdzie "Sołdek" powalił go zapaśniczym chwytem. Karny? Karny. Gol? Gol. Nie mogło być inaczej, bo do piłki podszedł niezawodny Vassiljev. 4:0. Arka zaczęła grać dopiero, gdy kibice gospodarzy fetowali już pewne zwycięstwo. W 72 minucie w minimalnym stopniu zrehabilitował się Sołdecki, wykorzystując dośrodkowanie Bożoka z rzutu rożnego. Swoje szanse miał też wyróżniający się dziś w Arce Szwoch, ale najpierw strzał z rzutu wolnego kapitalnie zatrzymał mu Kelemen, a potem Słowak popisał się równie dobrą interwencją, broniąc mocne uderzenie z pola karnego. I to by było na tyle. Arka wraca z Podlasia z bagażem aż czterech goli. Martwi po raz kolejny, że na wyjazdach oglądamy zupełnie inny zespół. Zabrakło tej agresji, determinacji i koncentracji, którą widzimy za każdym razem w Gdyni. Potwierdził to po meczu Antek Łukasiewicz, mówiąc, że Arka nie realizowała dziś założeń i nie tak miał ten mecz wyglądać. Teraz kilka dni na lizanie ran i gramy dalej. Cel na kolejny tydzień jest prosty - awans w Pucharze Polski i wygrana w Gdyni nad Śląskiem Wrocław. Stać Was na to!