łDo stolicy Górnego Śląska Arka jechała z silnym postanowieniem poprawy po głupio przegranym meczu z GKS-em Tychy na własnym boisku. By przy ul. Bukowej rezultat końcowy był diametralnie inny, gdynianie musieli zagrać dużo skuteczniej pod bramką przeciwnika. W porównaniu do rywalizacji z tyszanami Dariusz Marzec zdecydował się na jedną roszadę w podstawowej jedenastce - Karola Czubaka zastąpił Mateusz Żebrowski. Żółto-niebiescy rozpoczęli potyczkę w Katowicach w ustawieniu 4-5-1, z Żebrowskim i Olafem Kobackim na skrzydłach i Maciejem Rosołkiem na szpicy. W składzie gospodarzy obyło się bez sensacji.
Pierwsza połowa przebiegała pod znakiem boiskowej dominacji gdynian. O ile w pierwszych 20 minutach sytuacje jeszcze nie były czyściutkie, a większość strzałów piłkarzy Marca zostało zablokowanych przez gospodarzy (próby Rosołka, Żebrowskiego, Alemana, dwa razy Dei, do tego niecelne uderzenie Adamczyka), o tyle po upływie tego periodu okazje formowane przez żółto-niebieskich przybrały już realne kształty. W 21. minucie Kudła z trudem, ale poradził sobie ze strzałem Alemana sprzed szesnastki, ubiegając jednocześnie nadbiegającego Kobackiego. W kolejnej akcji to 20-letni skrzydłowy wpadł w pole karne i mocno skierował futbolówkę w światło bramki, jednak golkiper ,,Gieksy" znów okazał się lepszy. Stare piłkarskie porzekadło głosi, że niewykorzystane sytuacje lubią się mścić. I rzeczywiście - w 27. minucie GKS po raz pierwszy w spotkaniu zaatakował śmielej, Wojciechowski zacentrował z linii końcowej na jedenasty metr od bramki Krzepisza, defensorzy Arki byli w tym czasie na wycieczce krajoznawczej ,,Odkryj Górny Śląsk", a Figiel strzałem w lewy dolny róg dał miejscowym prowadzenie. Cztery minuty później centymetry uratowały gdynian od przegrywania dwiema bramkami - uderzenie Figla z rzutu wolnego otarło się o poprzeczkę i wyszło poza linię końcową. W 33. minucie odpowiedzieli zawodnicy Marca. Żebrowski pobiegł lewą flanką, wpadł w pole karne, zagrał do środka, Rosołek nieczysto trafił w piłkę, ale Kobacki był tam, gdzie być powinien, i strzelił swojego trzeciego gola w sezonie, doprowadzając do remisu. Dwie minuty później znów 20-latek miał okazję, ale nie udało mu się skutecznie uderzyć głową po wrzutce Valcarce. Do końca pierwszej połowy żaden z zespołów nie zdołał już wypracować sobie stuprocentowych sytuacji.
Drugą część spotkania otworzyły próby Żebrowskiego - najpierw ze strzałem skrzydłowego gdynian poradził sobie Kudła, a po chwili ,,Żebro" przeniósł futbolówkę nad poprzeczką. Podobnie jednak, jak w pierwszej połowie - Arka grała, GKS strzelił. W 53. minucie Błąd dośrodkował na piąty metr, obrońcy żółto-niebieskich znów korzystali z możliwości zwiedzania okolicznych kopalni, a Szwedzik się nie certolił, tylko przeskoczył Dobrotkę i zapakował piłkę głową do siatki Krzepisza. Arkowcy znów byli zmuszeni do odrabiania strat. W 63. minucie Kobacki zacentrował z rzutu rożnego, Kołodziejski próbował interweniować, ale Stępień doszedł do strzału, został zablokowany, w szesnastce gospodarzy się zakotłowało, a najsprytniejszy w tym zamieszaniu okazał się Marcjanik, który uderzeniem z bliska pokonał Kudłę i wyrównał stan rywalizacji na 2:2. Kolejne minuty nie przyniosły klarownych sytuacji. Strzałów próbowali Pavlas, Czubak, Woźniak, Kołodziejski, Szwedzik i Sanocki, ale były to podejścia niecelne lub zablokowane, a Błąd w dobrym położeniu skiksował. W 85. minucie Arka przełamała niemoc. Marcus dograł po ziemi z prawej flanki w pole karne, a Kobacki bez skrupułów po raz drugi pokonał Kuchtę i na 5 minut przed końcem dał żółto-niebieskim niebywale ważne prowadzenie. Trzy minuty później serca kibiców w Gdyni stanęły. Futbolówka zmierzała już do pustej bramki Arki, ale z linii bramkowej w ostatniej chwili kapitalnie wybił ją Dobrotka. W drugiej minucie doliczonego czasu gry podopieczni Marca przeprowadzili wzorową kontrę, Adamczyk wpadł w szesnastkę, dośrodkował na przedpole, a tam Marcus z najbliższej odległości ustalił wynik meczu i strzelił swojego 63. gola dla Arki, stając się tym samym samodzielnym liderem klasyfikacji strzelców w historii klubu. Chwilę później sędzia Pskit zagwizdał po raz ostatni.
Postawa Arki w defensywie znów wołała w czwartek o pomstę do nieba, a drużyna zmagała się z bałaganem we własnych szeregach. Na szczęście w porę wróciła skuteczność, udało się ostatecznie strzelić aż cztery gole, a co najważniejsze - zainkasować niebywale ważny w kontekście tabeli komplet punktów. Wydaje się, że Dariusz Marzec wciąż nie ma kontroli nad rozgrywanymi na boisku schematami, ale w tym momencie najistotniejsze jest czwarte zwycięstwo w sezonie, awans na 5. miejsce w tabeli (z tej pozycji Arkowców strącić jeszcze może grający dzisiaj GKS Tychy lub Chrobry Głogów) i kolejny wielki wyczyn legendy klubu, 37-letniego Marcusa da Silvy, który po raz kolejny udowodnił swoją wartość i przeszedł do historii. W poniedziałek o 18:00 Arka gra w Gdyni ze Skrą Częstochowa, zapraszamy do przybywania na stadion i głośnego dopingu dla żółto-niebieskich.
GKS Katowice - Arka Gdynia 2:4
Bramki: Figiel 27', Szwedzik 53' - Kobacki 33' i 85', Marcjanik 63', da Silva 90+2'
GKS: Kudła - Wojciechowski (62' Sanocki), Janiszewski, Kołodziejski, Rogala - Woźniak, Figiel, Jaroszek, Błąd, Pavlas (77' Kozłowski) - Szymczak (46' Szwedzik).
Arka: Krzepisz - Kasperkiewicz, Marcjanik, Dobrotka, Valcarce - Żebrowski (56' Stępień), Deja, Aleman (46' Czubak), Adamczyk, Kobacki - Rosołek (56' da Silva).
Żółte kartki: Jaroszek - Dobrotka.
Sędzia: Paweł Pskit (Zgierz).
Frekwencja: 1819.