Nareszcie nadszedł długo wyczekiwany przez mieszkańców Trójmiasta dzień, w którym odbył się mecz pomiędzy gdańską Lechią, a naszą Arką. Dzięki wspaniałomyślności zarządu biało-zielonych, nie robili oni żadnych przeszkód, żeby mogło nas do Gdańska wybrać się ponad 600 osób, czyli tyle ile wynosi obowiązkowe 5% pojemności stadionu.
Dla postronnego kibica to nic nadzwyczajnego, jednak mając na uwadze to, co dzieje się przy Olimpijskiej, ten wyjazd był wyjątkowo udany pod względem ilości jadących na Traugutta Śledzi. Tym bardziej należy podkreślić taką liczbę, gdyż jest to jedyny wyjazd w lidze, na który jedziemy za granicę, konkretnie do Niemiec.
Zapisy na ten wyjazd nie były zwyczajne, a początkowo jedynie dla „wyjazdowiczów”. Można łatwo się domyśleć, że bilety które otrzymaliśmy, rozeszły się jak przysłowiowe „ciepłe bułeczki”. Od samego rana w okolicach dworca można było spotkać kibiców przyodzianych w żółto-niebieskie barwy. Około godziny 13 wyruszyliśmy spod sklepiku „Arkowiec” i udaliśmy się na peron SKM, skąd zabrał nas pociąg specjalny „kibic”. Dość oryginalna nazwa, nie prawdaż? Z Wrzeszcza na stadion oczywiście podstawionymi autobusami, które osiągając zawrotne prędkości w kilkadziesiąt minut zawiozły nas te niecałe 2 km, aż pod bramy wejściowe trybuny dla gości. Tam niespotykaną fantazją i poczuciem humoru popisali się betonowi chłopcy. I tu nasuwa się pytanie : Czy te ryby tak specjalnie wyrzucane czy po prostu któryś z nich obiad zgubił? Tak czy inaczej, śmiało mogą dokończyć drugie danie – nas już tam nie ma.
Przed początkiem meczu czuć było narastające napięcie na stadionie, oczekiwanie na pierwszy gwizdek sędziego. Krótkie śpiewy z obu stron dawały przedsmak dobrego widowiska na trybunach tego dnia. Trzeba przyznać, że nie zawiedliśmy. Trzy minuty przed początkiem meczu zaśpiewaliśmy nieoficjalny hymn – Rotę. Jak na trzeci raz śpiewania na wyjeździe, a drugi bez dźwięku z głośników, udało się to nam całkiem nieźle. W piątej minucie do góry poszła sektorówka oraz transparent, a gdy płótno już zniknęło z nad naszych głów, wszyscy na naszym sektorze przyodziani byli w żółte koszulki oraz szale pasiaki. Oglądając foto-galerie można być naprawdę pod wrażeniem. Pierwsza połowa to popis naszego dopingu. I piszę to w tym momencie nie jako „tylko Arkowiec”, ale członek widowiska. Mimo kilkukrotnej przewagi liczebnej, głośniej było na naszym pojedynczym sektorze. Jakie to rozczarowujące…Pojedyncze okrzyki nie naprawią wrażenie całego meczu, więc jak chodzi o Lechie, to doping stoi tam na bardzo niskim poziomie…
W drugiej połowie na stadionie również panowała gorąca atmosfera, śpiewy z obu stron porywały piłkarzy do boju. Ciekawym momentem było wywieszenie przez gospodarzy „pewnego transparentu”. Jego tajemniczość przerosła nasze oczekiwania. Gdy w jednej piątej został wywieszony na płocie, mecz został przerwany, a kibice zostali zmuszeni do jego ściągnięcia z powodu widocznego wulgaryzmu. Następnie został on rozciągnięty na trybunach, a tam…był niewidoczny. Ktoś się napracował, a przeczytać się nie dało…mówi się trudno. Lechia również prezentuje elementy oprawy, szczególnie flagi na kijach i sektorówka.
Aż wreszcie się stało. Nieudolność naszych piłkarzy została wykorzystana przez przeciwników i przegrywaliśmy jeden zero. Ani się obejrzeliśmy, a Norbert Witkowski już drugi raz musiał wyciągać piłkę z siatki. Za każdym razem „pod Zegarem” odpalane były race, a czas, kiedy Lechia prowadziła (czyli ostatni kwadrans) to nareszcie moment, kiedy ktoś tam się obudził i na Traugutta biało-zieloni zaczęli głośniej dopingować swoich piłkarzy. W ostatniej minucie meczu honorową bramkę zdobył Przemysław Trytko, a mecz zakończył się wynikiem 2-1. Po raz kolejny przegrywamy derby, a nasza sytuacja w tabeli jest naprawdę słaba. Po meczu ponad pół godziny czekamy na wyjście ze stadionu, a te chwile umilamy sobie monologami do piłkarzy, pracowników, kibiców i każdemu co się rusza za płotem, a utożsamia się z Lechią. Wracamy autobusami i nasz najkrótszy wyjazd dobiega końca.
Gra piłkarzy – beznadziejna. Co tu począć, na to nie mamy zbyt wielkiego wpływu. Pocieszać się można tym, jak ładnie zaprezentowaliśmy się my – kibice. Jednolite ubrania i szale zrobiły bardzo dobre wrażenie, a głośny i ciągły doping sprawił, że nie musimy się niczego wstydzić, co więcej, pokazaliśmy jak można się bawić na obcym stadionie i jak zostawić po sobie znakomite wrażenie.