Piłkarze przeżywają w karierze różne wzloty i upadki. W jego życiorysie dominowały do niedawna te drugie. Zerwanie więzadeł krzyżowych, rywalizacja z najbardziej utalentowanymi napastnikami województwa, słynne treningi u Libora Pali. Przeszedł wiele, by po ukończeniu 28 lat dojść tam, gdzie chciał grać od zawsze. Szymon Lewicki wkrótce w barwach Arki zadebiutuje w ekstraklasie i na równe dwa tygodnie przed pierwszym meczem opowiada nam o swojej długiej, krętej i żmudnej drodze na piłkarskie salony.


Jesteśmy po pierwszym sparingu. Nowy zespół, nowy trener. Jak wrażenia?

Na pewno pozytywne. Dopiero co zacząłem treningi z zespołem, a już miałem okazję pokazać się przed kibicami. Zespół Arki jest zgrany, dobrze się rozumie i wygraliśmy z silnym przeciwnikiem. Oby tak w lidze.

Ostatnio w modzie jest stawianie na młodych zawodników. Ty debiutujesz w ekstraklasie w wieku 28 lat.

Gra w ekstraklasie to było od zawsze moje marzenie. W Zawiszy Bydgoszcz mieszkałem na zgrupowaniach w pokoju z Sylwkiem Patejukiem, który opowiadał o grze w Śląsku i Podbeskidziu, a przecież on przeszedł podobną drogę do mnie i do ekstraklasy trafił jeszcze później. Pamiętam dobrze te  rozmowy z Sylwkiem, które dały mi dodatkową siłę, żeby walczyć o marzenia. Cóż... Widocznie tak musiało być. Z drugiej strony jestem w najlepszym wieku dla piłkarza, mam doświadczenie z niższych lig i jestem gotowy na ekstraklasowy debiut. Nie czuję stresu czy tremy, raczej radość, że w końcu będzie mi dane to spełnić.

Trener Grzegorz Niciński dał  w sparingu Tobie i Dariuszowi Zjawińskiemu po 45 minut. Wasze drogi krzyżują się już... po raz trzeci.

Doszukiwałbym się tu raczej przypadku, nie sądzę, żeby ktoś tak celowo kierował naszą piłkarską drogę (śmiech). Pierwszy raz trafiliśmy na siebie w Świcie Nowy Dwór, przychodząc przed rundą wiosenną sezonu 2006/07. Darek trafił tam z ekstraklasy, a ja miałem niecałe 18 lat i wcześniej grałem tylko w Marymoncie Warszawa, moim macierzystym klubie. W Świcie grał też w ataku Michał Kucharczyk, kto by wtedy pomyślał, że po latach w trójkę zagramy w ekstraklasie? 7 lat później przeszedłem z Legionovii Legionowo do Dolcanu Ząbki, gdzie Darek miał już ustaloną renomę (wówczas Zjawiński został królem strzelców I ligi - red.). Widocznie wówczas byłem zbyt słaby, by skutecznie z nimi rywalizować.

Po przyjeździe do Gdyni Szymon od razu zabrał się do pracy. Na boisku i poza nim. W sparingu z Viitorulem brał udział przy obu golach, ale równie wyczerpujący miał poprzedni dzień, gdy sporo czasu spędził na szukaniu odpowiedniego lokum. Kto ma to za sobą, ten wie, ze zmęczyć się można niemal tak samo jak na boisku. A o wyczerpaniu i frustracji zawodnik, na którego część kolegów mówi "Lewy" (z tym najsłynniejszym - Robertem Lewandowskim, spotkał się na szkolnych zawodach, rywalizując w... biegu przełajowym), wie sporo. Gdy grał w trzecioligowym MKS-ie Kutno, cztery razy w tygodniu dojeżdżał po 100 kilometrów w jedną stronę. O pensji czy premiach mógł zapomnieć, musiały mu starczyć zwroty za bilety. Opłacało się. Pół roku później trafił do Legionovii, która miała okazać się odskocznią do większej piłki.


Marek Papszun, który prowadził Cię w Legionovii, powiedział, że pół roku w Dolcanie było kluczowe dla Twojego rozwoju. Co może dać piłkarzowi pół roku grzania ławy?

Trener pewnie chciał powiedzieć, że w tym okresie zmądrzałem i przestawiłem swoje myślenie w stu procentach na piłkę. Wcześniej bywało z tym różnie. Nie ukrywam, że szybko podłamywałem się, byłem zrezygnowany, a po nieudanej przygodzie z Dolcanem zmieniłem nastawienie i zacząłem walczyć o swoje. To był faktycznie przełomowy moment.

Początki nowego, piłkarskiego życia nie były łatwe. W pierwszych 13 meczach sezonu 2014/2015 nie strzeliłeś ani jednego gola... Przypomina to drogę Arka Milika w Górniku Zabrze.

Zaciąłem się wtedy na dobre, dlatego tak ważny był ten pierwszy gol. U środkowego napastnika najważniejsza jest pewność siebie. Gdy jej brakuje, to często same umiejętności nie wystarczą. Na szczęście przełamałem się na dobre i gra w Legionovii zaowocowała transferem ligę wyżej do Zawiszy Bydgoszcz.

W zachodnich ligach często królowie strzelców drugiej ligi mają stos konkretnych ofert. W Twoim przypadku tak nie było.

Miałem kilka ofert z 1 ligi, ale tak jak mówiłem, moim celem była ekstraklasa. Oferta z Arki pojawiła się niedawno i tak naprawdę nie zastanawiałem się ani chwili. Od razu przekazałem menedżerowi, żeby rozpoczął negocjacje z Arką. Jestem szczęśliwy, że tak szybko udało się i mogę przygotowywać się już z zespołem.

Myśleliśmy, że sam negocjowałeś umowę, podobno obroniłeś licencjat z ekonomii.

To prawda, w czasach, gdy nie grałem nawet w II lidze podjąłem studia dziennie i skończyłem licencjat. Z tymże moja specjalizacja to raczej nieruchomości, więc negocjacje z Arką prowadził mój menedżer, ja wolę skupić się na graniu i strzelaniu bramek, bo tego oczekują ode mnie trenerzy, działacze, ale też na pewno kibice.

Czy kibice Arki zobaczą takie bramki jak ta ze Stomilem, gdy trafiłeś do siatki w stylu znanego w Gdyni Andrzeja Szarmacha?

Bardzo chciałbym, nie ukrywam, że ze względu na wzrost (193 cm. - red) dobrze czuję się w powietrzu i staram wykorzystać ten atut, ale innymi golami oczywiście też nie pogardzę (śmiech).

Rozmawiał: mazzano
Zdjęcia: Wojtek Szymański