Miedź Legnica - Arka Gdynia 2:1 (Łobodziński 45'+2, Szczepaniak 71' - Rzuchowski 50')

Miedź: Andrzej Bledzewski - Krzysztof Wołczek, Tomasz Midzierski, Adrian Woźniczka, Mariusz Zasada - Piotr Kasperkiewicz, Radosław Bartoszewicz (88' Marcin Burkhardt)- Piotr Madejski, Mateusz Szczepaniak, Wojciech Łobodziński (90' Ireneusz Brożyna) - Patryk Szymański M (82' Adrian Cierpka M)

Arka: Michał Szromnik M - Sławomir Cienciała (26' Paweł Wojowski M), Mateusz Cichocki, Krzysztof Sobieraj, Marcin Radzewicz - Adrian Budka, Radosław Pruchnik (72' Tomasz Jarzębowski), Michał Rzuchowski M, Piotr Tomasik (30' Arkadiusz Aleksander) - Mateusz Szwoch M - Bartosz Ślusarski

Żółta kartka: Wołczek, Zasada, Burkhardt (Miedź) - Wojowski (Arka)

Skład Arki bez niespodzianek. W miejsce Pawła Wojowskiego do składu powraca pauzujący ostatnio za kartki Tomasik. W środku pola zabrakło miejsca dla Tomasza Jarzębowskiego, który ostatnio wrócił do gry po kontuzji. U gospodarzy w roli młodzieżowca bardzo groźny w meczach pucharowych Szymański, ale najważniejsza zmiana to powrót do składu Łobodzińskiego.

Już w 30 sekundzie na bramkę Szromnika uderzył Szczepaniak, dając nam sygnał ostrzegawczy. Kolejne minuty to wciąż napór gospodarzy, którzy nie wypuszczali Arkowców z własnej połowy. W 8 minucie Ślusarski znakomicie ruszył prawą flanką po podaniu Szwocha, dograł w pole karne do Budki, który z 7. metra trafił w nogi wybiegającego Bledzewskiego! Odpowiedział Szymański, na szczęście Szromnik ładnie zbił jego uderzenie do boku. Arka z minuty na minutę grała coraz lepiej i w 21 minucie do dobrej sytuacji doszedł Szwoch. Po precyzyjnym dograniu Radzewicza uderzył głową minimalnie nad poprzeczką. Niestety, Miedź rozbijała ostrymi wejściami dobrze grających Arkowców i poszkodowanymi zostali Cienciała i Tomasik. Trener Sikora wykorzystał dwie zmiany już do 30 minuty! Po chwili zdezorganizowana Arka pozwoliła dojść do znakomitej okazji gościom. Z 7 metrów uderzał Bartoszewicz, ale trafił prosto w Szromnika. W 34 minucie "Szrom" uratował Arkę niesamowitą interwencją po strzale głową Kasperkiewicza. Powinno być 1:0, ale dobrze ustawiony Michał wespół z asekurującym Sobierajem zażegnali niebezpieczeństwo. W drugiej minucie doliczonego czasu Aleksander sfaulował w niegroźnej sytuacji przed polem karnym. Po dobrym dograniu pechowo interweniował Szromnik, który wypiąstkował piłkę w Cichockiego, do odbitej piłki dopadł Łobodziński i wpakował ją z dwóch metrów do siatki. Sędzia Musiał po konsultacjach z sygnalizującym spalonego sędzią liniowym, uznał bramkę i Arka zeszła do szatni przegrywając 0:1.

Po przerwie Arka od razu ruszyła do odrabiania strat i w 50 minucie wyrównała! Świetną piłkę dostał w polu karnym Aleksander, zgrał do Rzuchowskiego, a ten po znakomitym przyjęciu wbiegł przed bramkarza, popatrzył i precyzyjnie uderzył w sam narożnik bramki! Akcja bramkowa była naprawdę z najwyższej półki. W 57 minucie zakotłowało się w polu karnym Arki, tuż zza pola karnego uderzał Szymański, ale jeden z Arkowców ofiarnym wślizgiem uratował sytuację. Kilka minut później po zagraniu Łobodzińskiego w świetnej sytuacji spudłował Szczepaniak, główkując z pięciu metrów. Niestety, w 72 minucie ten sam zawodnik się zrehabilitował. Madejski znakomicie dograł do Midzierskiego, który został w polu karnym Arki po stałym fragmencie gry. Stoper Miedzi zgrał do Szczepaniaka, a ten z 5. metrów wpakował piłkę do bramki. Bramka była konsekwencją tego, że Arkowcy oddali od około 65 minuty inicjatywę gospodarzom. Największym problemem Arki w tym meczu były stałe fragmenty gry. Nasi zawodnicy bili kilkanaście rzutów rożnych i wolnych z okolicy pola karnego, ale z żadnego z nich nie stworzyli choćby namiastki zagrożenia... W 82 minucie po dośrodkowaniu Łobodzińskiego bliski zdobycia bramki był Szymański. Arka po stracie bramki straciła cały impet i zapał do gry, a gospodarze konsekwentnie wybijali nas z rytmu. W 84 minucie grający dobre zawody Ślusarski uderzał z 18 metrów, ale wyraźnie chybił. Arkowcy do końca meczu bili głową w mur, ale nie potrafili oddać choćby celnego strzału na bramkę.

Niestety, końcowy wynik jest dla nas fatalny, co jest konsekwencją kilku czynników. Po pierwsze - pecha, bo nie codziennie traci się do 30 minuty z powodu kontuzji dwóch podstawowych zawodników i tak kuriozalną bramkę w drugiej minucie doliczonego czasu gry. Po drugie - dziwnej taktyki Arki po przerwie. Przesunięcie Szwocha na prawe skrzydło to decyzja, którą ciężko zrozumieć. W tym momencie cała gra Arki straciła impet, polot i stała się toporna jak niegdyś futbol skandynawski. Po trzecie - koszmarnie bitych stałych fragmentach. Arkowcy wywalczyli dzisiaj w pocie czoła bodajże 7 rzutów rożnych i kilka wolnych z groźnych pozycji, ale z żadnego nie oddali celnego strzału na bramkę. Budka i Pruchnik wykonywali je w sposób najgorszy z możliwych i kibice tylko zastanawiali się, czemu ze stojącej piłki nie dogrywa w pole karne Szwoch. Zawodnik, który ma najlepiej ułożoną nogę i potrafiący skierować prawie zawsze piłkę w obrany punkt. Cóż, odpowiedzi na te i inne pytania, musimy poznać w środę. Mecz z Górnikiem Łęczna jawi się jako spotkanie o być albo nie być. Wszyscy na stadion!