Przez zmieniony rozkład PKP zmuszeni byliśmy do nieoczekiwanegio przesunięcia godziny zbiórki i już o 5.30 czekaliśmy na dworcu na pierwszy z pięciu pociągów, jakie miały nas tego dnia wieźć w obie strony. Na początek osobówka do Iławy, tam godzina przerwy i bezpośredni pociąg do Piotrkowa Trybunalskiego. W trasie nic ciekawego się nie działo, choć pomiędzy Skierniewicami a Koluszkami jechaliśmy bez wahadła i było to wszem i wobec wiadome… Bez przeszkód zatem dojechaliśmy do miejsca, gdzie czekały na nas wynajęte autokary. Kierowcy lekko przerażeni, obawiali się, że nie damy rady się zmieścić, jednak ok. 230 osób, które jechało pociągiem udało się upchnąć w trzy Setry. Trzeba przyznać, że duży kłopot był z ich załatwieniem, dlatego szczególne podziękowania dla Stowarzyszenie Kibiców Widzewa, za okazaną pomoc. Ruszyliśmy do Bełchatowa, gdzie na miejscu czekała już ekipa samochodowa.


Wchodzenie na sektor w średnim tempie, a pierwszy zgrzyt nastąpił, gdy kilka flag zawisło na płocie. Zamknięto bramy, kiedy jeszcze ok. 30 osób było poza sektorem i czekano, aż fany „Ultras Arka” i „MA” zostaną zdjęte, a następnie wyprowadzone z sektora, z powodu rzekomo zakazanych symboli. Mimo, że flagi zostały zatwierdzone, to jeszcze raz delegat musiał się pofatygować i wytłumaczyć ochronie, że wszystko jest ok. Wszyscy weszli na trybuny, a naszą liczbę można określić na niecałe 300 osób + zgody, czyli obecne na tym meczu KSZO, Lech, Polonia Bytom. Z nami na sektorze również gościnnie kilkanaście osób z Widzewa Łódź.


Doping na meczu średni. Jak śpiewaliśmy to szło nam bardzo dobrze i bardzo głośno. Problem jednak w tym, że zdarzało się to nam dosyć rzadko. Ale przy takim przeciwniku nawet nie chciało się śpiewać – kibicowsko gospodarze żenująco - doping i oprawa słabe, widoczność z klatki na tym stadionie kiepska. Prawda jest taka, że Bełchatów do Ekstraklasy się nie nadaje, poza grą piłkarzy. Szkoda, że to ona o wszystkim decyduje. A jak chodzi właśnie o nią, to z naszej strony chyba nienajgorsza, stadionowi eksperci twierdzili, że za wiele górnych piłek i „kółek” Ławy, no ale to standard. Szkoda, że przegraliśmy, na dodatek tracąc bramkę w momencie, kiedy ruszyło się z naszym dopingiem. Trudno, w ostatnich trzech meczach powinno być łatwiej.


Z sektora wypuszczono nas momentalnie i od razu udaliśmy się do autokarów. Tam znakomitą atrakcją były rozmowy na CB, pomiędzy mobilami pytającymi się o drogę na Bełchatów, a jednym Arkowcem, jak mniemam z ekipy samochodowej. Pozdrawiam serdecznie kolegę, teksty były niesamowite.
Podróż powrotna to dwie przesiadki, w Koluszkach i Warszawie. Ze stolicy już bezpośrednio do Gdyni, dlatego nareszcie można było wypocząć. Tam jednak było najwięcej problemów, a to za sprawą miejscowej milicji, która wszędzie szukała problemów (generalnie nie można niczego) oraz kierownika pociągu, któremu nie wiadomo dlaczego, nie zgadzała się liczba osób wpisanych na bilecie do liczby osób w pociągu. Cóż, zdarza się. Po długim czasie rozmów i gróźb z jego strony daliśmy sobie spokój, a ku naszemu lekkiemu zdziwieniu problemy same się skończyły. Dojechaliśmy do Gdyni.


Kolejny wyjazd za nami, a co najważniejsze po raz kolejny z niezłą liczbą po naszej stronie. W tej rundzie przed nami jeszcze wyjazd do Wodzisławia Śląskiego na mecz z Piastem, dlatego gorąco zachęcam do wybrania się pod południową granicę naszego kraju, żeby wspierać dopingiem naszą Arkę i oglądać jak zdobywa ona trzy punkty.