Po dwóch miesiącach przerwy nastał długo oczekiwany przez wszystkich kibiców początek sezonu 2009/2010. Nam przyszło zmierzyć się na wyjeździe z odwiecznym rywalem zza miedzy – gdańską Lechią. Długo nie było nam dane wiedzieć czy będziemy mogli stawić się na T29, gdyż wątpliwości co do tego miała gdańska policja. Wszakże w tym samym czasie odbywał się Jarmark Dominikański, dla którego bezpieczeństwa potrzeba tak nadzwyczajnie wielkich sił prewencji, że trudno było oddelegować część posiłków do zabezpieczenia meczu. Sporo czasu żyliśmy w niepewności, a ostateczny werdykt został podany na trzy dni przed rozpoczęciem rozgrywek.
    Na szczęście dla nas i jakości całego widowiska zadecydowano, że kibice gości zostaną jednak wpuszczeni. Momentalnie rozpoczęła się dystrybucja biletów, a w środę rano wielkie kolejki ustawiały się przed „Arkowcem”, mając w nadziei załapanie się do szczęśliwych posiadaczy biletów. W godzinę pozbyto się ostatnich stu biletów, które były do dyspozycji kibiców nie objętych żadną specjalną grupą. Następnego dnia sytuacja się powtórzyła, aczkolwiek ich ilość była znacznie mniejsza. Bilety rozdane, my czekamy do meczu.
   W piątek zbiórka została wyznaczona na godzinę 16, wyjechaliśmy godzinę później. Łączna ilość to ok. 650 ludzi, gdyż niektórzy próbowali wejść bez odpowiedniej wejściówki, jak najbardziej skutecznie. Na naszym sektorze zasiadały również delegacje każdej ze zgód w ilości od 9 (KSZO) do 1 (ZL). Większość nas w żółtych koszulkach z pasiakami.
   Po raz pierwszy w ciągu ostatnich derbów na wyjeździe obyło się bez ryb pozostawionych przez Lechistów na sektorze gości, zatem są u nich jakieś postępy. Reszta w czym mogli się wykazać to dno kompletne. Oprawa zaprezentowana na początku meczu składała się z dwóch płócien i flagowiska pomiędzy nimi. Prawe płótno to jak mniemam zachęcenie ludzi do przychodzenia na mecze, ale skupmy się na tym drugim. Lewa część oprawy obrazowała przekreślonego skoczka narciarskiego, mówiące nam o niechęci kibiców piłkarskich do „małyszomanii”. Znak obok (również po lewej) to znak ostrzegawczy – człowiek z racą. I uwaga – raca była prawdziwa. Jak pomysł nienajgorszy co do racy, to konsekwencje czynów wprowadziły nas w niesamowicie dobry nastrój. Wg niektórych kibiców na prostej, sygnałem do zdjęcia oprawy był koniec piosenki. Wg innych, było to zagaśnięcie racy. I tak połowa oprawy po lewej strony flagowiska poszła w dół, a połowa z racą cały czas była w górze. Gdy zorientowano się co się stało, natychmiast część, która już opadła powędrowała w górę, ale…raca właśnie zgasła i ta część…poszła w dół. Jakież zaskoczenie musiało towarzyszyć gdańszczanom, gdy części ich oprawy mijały się raz za razem.
   Po naszej stronie oprawa upamiętniająca osoby, których w naszych szeregach już nie ma. W tym miejscu należą się brawo wspaniałym kibicom Lechii, którzy już nie po raz pierwszy pokazali, iż im na pamięci o zmarłych nie zależy, co okazali swoimi śpiewami. No ale do tego już przywykliśmy. Gdyby żył św. Dufo może by tak nie było…
   Sam mecz w pierwszej połowie stał na wysokim poziomie. Trzy bramki w pierwszej połowie dały o tym znać. W drugiej odsłonie tempo meczu trochę opadło, ale końcówka ponownie wprowadziła emocje na trybuny, a losy spotkania ważyły się do ostatniej chwili. Warto wspomnieć również o dopingu. Poza oczywistymi bluzgami na nas oraz „my wierzymy” Lechia nie potrafiła niczym zaimponować jak chodzi o głośność swojego śpiewu oraz o jego częstotliwość. Nasz doping w pierwszej połowie bardzo dobry, w drugiej trochę gorzej. Kolejny raz potwierdziło się, że Lechia doping ma słaby, nie mówiąc już o chwilach, gdy przegrywa, gdzie na ich trybunach jest po prostu cicho.
   Po meczu policja trzyma nas godzinę na sektorze, żeby potem kolejną godzinę jechać autobusami do Gdyni. Tam każdy udaje się w swoją stronę, a my na swoim koncie notujemy pierwszy w nowym sezonie wyjazd, który mimo tego, że nie był zbyt daleki, wyjazdem był.
   Oby wyniki Arki w następnych meczach były lepsze, niż ten w Gdańsku, gdyż gra naszych piłkarzy wcale nie była zła. Oby też nasze liczby wyjazdowe w tym sezonie nie schodziły pod pewną wyznaczoną przez nas granicę i były jeszcze lepsze, niż w zeszłej rundzie.

 

Adam_AG