Arka od zawsze była klubem rodzinnym. Żółto-niebiescy nie walczą o mistrzostwo Polski, o europejskie puchary, nie są wielką korporacją, w której przewalają się dziesiątki milionów. Jednak mimo sportowego tkwienia przez lata w przeciętności, Arkę od innych klubów odróżnia społeczność. Kibice w Gdyni są oddani, kochają tę drużynę całym sercem, nie oszczędzają się w dopingu, daliby się za ten zespół pokroić i przekazują te wartości następnym pokoleniom. Na trybunach od zawsze panuje atmosfera silnego lokalnego przywiązania, spotykają się tutaj rodziny, przyjaciele, znajomi, umacniane są relacje międzyludzkie. Miasto oddycha Arką, a gdyńska społeczność twardo stoi przy klubie w lepszych i gorszych czasach. Paradoksem jest, że podstawy pod ten kibicowski romantyzm tworzy pozytywistyczna ciężka praca u podstaw, jaką w Stowarzyszeniu Inicjatywa Arka Gdynia wykonują z młodzieżą trenerzy, którzy podkreślają, że ich celem jest zarażenie dzieciaków miłością do Arki i pasją do piłki nożnej. Dokładnie w tej kolejności. Zapraszamy na rozmowę z ludźmi, którzy stanowią fundament szkółki wychowującej piłkarzy dla naszego klubu od sześcioletnich maluchów po chłopaków rywalizujących w Centralnych Ligach Juniorów. Ludźmi, których na co dzień nie znajdziecie na pierwszych stronach gazet, a którzy mają do powiedzenia bardzo wiele – o szkoleniu młodzieży, o dorastaniu piłkarzy, o bieżących problemach, o tożsamości Arkowców. Najwyższy czas oddać im głos. Przed Państwem prezes SI Arka Krzysztof Rybicki, członek zarządu Jarosław Kopański, sekretarz i trener Ireneusz Michalik oraz trenerzy Dariusz Ulanowski i Tomasz Janiak.


Wielu kibiców nie ma w ogóle pojęcia, że SI Arka stanowi podmiot osobny od klubu, od Arki Gdynia SA. Na początek zapytam więc tytułem wstępu – czym zajmuje się Stowarzyszenie Inicjatywa Arka Gdynia?

KR: Całościowym szkoleniem dzieci, od najmłodszych do 16. roku życia. Obecnie najmłodszy rocznik to 2017, więc sześciolatkowie. Można powiedzieć, że niektóre dzieci to jeszcze w pampersach biegają.

Rocznik 2017?

TJ: To jest oswajanie, pierwsze kroki, chodzi nam o to, żeby zaszczepić im pasję do futbolu.

KR: I do Arki! Przede wszystkim do Arki.

7775a99d_si-arka-4.jpg

Jak wygląda struktura organizacyjna akademii?

KR: Nie chcę być bardzo sceptyczny, ale uważam, że nie powinniśmy się nazywać ,,akademią”. ,,Akademia” kojarzy się z czymś poważnym – z boiskami, z infrastrukturą, z organizacją, itd. My jesteśmy SZKÓŁKĄ szkolącą dzieci dla Arki Gdynia. Albo Arką Gdynia szkolącą dzieci, ale na pewno nie jesteśmy akademią. Myślę, że to słowo powinno pozostać zarezerwowane dla akademii z prawdziwego zdarzenia, jak Lech Poznań czy Cracovia – to są akademie, które już są na poziomie europejskim. Na pewno szkolenia w Arce akademią nazwać nie można, aczkolwiek oczywiście staramy się pracować jak akademia i wyniki młodzieżowe pokazują, że przez tych dwadzieścia parę lat zdobyliśmy kilka medali mistrzostw Polski, więc uważam, że spisujemy się ponad możliwości.

TJ: Mamy dwanaście roczników plus dziewczęta.

Ile roczników dziewcząt?

KR: Jeden rocznik, później przekazujemy dziewczyny do dalszego szkolenia. Cieszymy się, że dziewczynki też są w Arce. Chłopcy są zadowoleni, bo rywalizują razem z nimi.

I trenerów też dwunastu?

KR: Nie, trenerów jest dwukrotnie więcej – w każdym roczniku prowadzący i asystent. Mamy takich trenerów 24 plus trener bramkarzy, koordynator, trener przygotowania fizycznego… Robi się całkiem spora grupa. Do tego administracja, dyrektor, człowiek od marketingu… W klubie pracuje 30 osób. Z tym, że - chcemy to podkreślić - prezes i zarząd pracują społecznie.

Ile treningów młodzi piłkarze odbywają w tygodniu, te zajęcia odbywają się codziennie?

TJ: Te najstarsze grupy tyle trenują. Najmłodsza, moja grupa ma zajęcia trzy razy w tygodniu. Do tego dodajemy jeszcze mecze i turnieje w weekendy.

Czy na tak wczesnym etapie przykłada się już wagę do diety, regeneracji, sportowego trybu życia?

KR: Tym się zajmuje u nas dyrektor, Tomasz Bobryk. On kładzie na to duży nacisk. Robi spotkania z dietetykami, fizjoterapeutami, psychologami. Często dzieje się to podczas Arka Gdynia Cup czy przy okazji obozów. Ten aspekt poszedł bardzo do przodu. Nie tylko u nas, ale w ogóle w klubach przykłada się dużą wagę do profesjonalnego trybu sportowca. Świadomość dzieci i rodziców jest dużo większa niż jeszcze 10 czy 15 lat temu. Nie wiem, czy wpływ ma na to Europa, czy taki Robert Lewandowski, który cały czas promuje zdrowy styl życia, mówi o tym, że trzeba się odpowiednio odżywiać, ale ta przestrzeń poprawiła się bardzo.

83ce5af7_si-arka-3.jpg

A czy w najmłodszych rocznikach trenerzy szkolą dzieci typowo piłkarsko, czy na razie mówimy tu o czystej zabawie?

TJ: Przede wszystkim zabawa, żeby zachęcić do gry w piłkę. Jeśli chłopak przez 10 lat swojej młodzieńczej ,,kariery” będzie cały czas słuchał o poważnej rywalizacji, to w wieku 16 lat będzie już tym przejedzony. Dlatego na początek stwarzamy dzieciakom możliwość zabawy – oczywiście pod kątem piłkarskim, ale przede wszystkim po to, żeby zaszczepić pasję. W tym wieku ciężko zresztą powiedzieć, co będzie z takiego chłopaka. Dużo mówi nam koordynacja – czy biega szybko, czy kopie prosto, takie rzeczy można wychwycić. Ale przede wszystkim stawiamy na radość z piłki. Oni nie mają żadnej ligi, tylko jakieś okazjonalne turnieje czy sparingi – gramy bez żadnej punktacji, dla chłopaków najważniejsze są ,,meczyki”. Jak szarańcza – wszyscy do jednej piłki, mają się jak najwięcej kiwać, jak najwięcej strzelać, to jest totalny luz.

KR: Dobrze, że jesteśmy przy tych najmłodszych dzieciach. Uważam, że dobrym pomysłem byłoby, żeby każdy klub – czyli nasz też, mam tu na myśli Arkę SA – zainteresował się bardziej tymi młodszymi dziećmi. Żeby próbować im robić turnieje przed meczem – oni mają 6-7 lat, więc oni ani nie zadepczą trawy, ani nie zrobią krzywdy żadnemu stadionowi. Kluby powinny się zaangażować. Niektóre tak robią – w Lechu Poznań tak jest – żeby te małe dzieci częściej były na tym stadionie, żeby zawodnicy się z nimi spotykali. Kiedyś był taki pomysł Wojtka Pertkiewicza, żeby każdy rocznik miał swojego mentora w postaci zawodnika I zespołu. Każdy rocznik dostał po dwóch. I przez cały sezon do trzech roczników przyszło… trzech zawodników. Sobieraj, Nalepa i Kajzer. Rozumiesz? Przez dwanaście miesięcy przyszło ŁĄCZNIE trzech piłkarzy. Tak to niestety funkcjonuje. Nie ma konsekwencji, nie ma nieuchronności kary. Zawodnicy, którzy się zadeklarowali, że będą takim patronem dla tych małych dzieci, nie wywiązali się z tego zadania, jakie im klub narzucił. Za to powinna być kara – jeżeli coś robimy, to powinniśmy być konsekwentni. Ale to tak nie funkcjonuje, to nie jest do końca profesjonalne. Następna pretensja – przyszedł jakiś zawodnik w dżinsach i powiedział ,,ale ja nie mogę wejść na boisko, bo ja nie mam butów”. Mówimy ,,przecież wy mieliście tutaj poprzychodzić do nich, poodbijać, pokopać, pobawić się, przecież na tym to miało polegać”. ,,Ale ja nie mam sprzętu”. I tak to wygląda. Robią wszystko, żeby swoje działania sprzedać marketingowo, żeby to ładnie wyglądało. Pójdą do przedszkola i wtedy wy macie o czym pisać, oni mają o czym pisać, wszystkim się wydaje, że to jest takie wspólne, międzypokoleniowe działanie dla dobra Arki, a to tak nie do końca jest. Darek Ulanowski, jak grał w piłkę, to bardzo chętnie przychodził do dzieci, ale to pewnie dlatego, że on sam jest trochę jak dziecko (śmiech).

Ale kiedy poszczególne roczniki przechodzą z SI do Arki SA i rywalizują w Centralnej Lidze Juniorów, to tam już mamy taktykę, podział na pozycje, już przypomina to dorosłą piłkę. I na jakim etapie wykształca się takie przywiązanie zawodnika do konkretnego miejsca na boisku?

DU: Ja myślę, że to jeszcze nie jest takie wielkie przywiązanie do pozycji w tym wieku. Ja mam najstarszy rocznik w SI i moje spojrzenie na tych chłopaków czasami jest zupełnie inne niż to, które ma trener Janczak, który później przejmuje grupę w klubie. Często jest tak, że ja ustawiam zawodnika na jednej pozycji, a Krzysiek Janczak przestawia go w inne miejsce i to też funkcjonuje. Także myślę, że taka definitywna przynależność do pozycji pojawia się dopiero, kiedy oni dochodzą do trenera Wilczyńskiego.

KR: W seniorach trener boi się stawiać na młodych zawodników na pozycjach, które są newralgicznie niebezpieczne. Taki Kacper Skóra – w SI on był środkowym pomocnikiem (typową ,,dziesiątką"), a w pierwszym zespole od razu go przekwalifikowali na skrzydłowego, bo tam jest mniejsze niebezpieczeństwo. Nie uważam, że to jest dobre. Nikt nie zaryzykuje i nie postawi na takiego młodego zawodnika na środku pomocy, środku ataku albo środku obrony, więc spychają ich na bok, a to niekoniecznie jest dobre dla zawodników. Ale czasami się sprawdza. Natomiast trzeba tu podkreślić jedną rzecz – my się tu wszyscy doskonale znamy. My jesteśmy tu od lat, trenerzy się znają między sobą – Ulanowski, Michalik, Janczak, Wilczyński. I ten przepływ informacji jest bardzo dobry. Zawodnicy są monitorowani i przez SA, i przez SI, i ta współpraca jest naprawdę bardzo dobra, bo jesteśmy cały czas razem. To funkcjonuje jak jeden organizm. Co sobie życzą trenerzy w starszym roczniku, to już ten młodszy rocznik stara się robić, żeby potem był przygotowany. Tu akurat jest OK, ale to jest dzięki ludziom, a nie dzięki strukturze czy dzięki pomysłowi.

Czy proces piłkarskiego kształcenia zawodników jest połączony z aspektami wychowawczymi? Czy stowarzyszenie pełni także rolę pedagogiczną, przygotowującą młodego człowieka do wejścia w świadome życie poprzez sport?

KR: Bywają różne przypadki przez te wszystkie lata. Klub zawsze reaguje, ale ciężko, żeby wszyscy byli święci w takich zespołach, bo to jednak specyficzna grupa młodych chłopców. Jest to problem wszechobecny, nie tylko tutaj, ale trenerzy są czujni i starają się podejmować interwencje.

DU: Poza tym w naszym sztabie jest dużo nauczycieli, mamy przygotowanie pedagogiczne, jedno z drugim się wiąże. To wszystko jest pod kontrolą.

IM: Wiadomo też, że z takiego zespołu 25-osobowego w piłkę na jakimkolwiek poziomie ostatecznie będzie grało 5-6 chłopaków. Reszta w międzyczasie wybiera studia, szkołę. My chcemy, żeby oni wszyscy w czasie meczu Arki byli tam (pokazuje na stadion). Staramy się ich wychować też na kibiców.

KR: Tak, jak się potem spotyka tych chłopaków, którzy nawet całkiem nieźle grali w piłkę, to ten jest lekarzem, ten jest prawnikiem, tamten biznesmenem, inny inżynierem, mają firmy… Ale mimo tego, że mają swoje życie prywatne, to przychodzą na Arkę, wracają, mają sentyment, grają też sobie w piłkę dla przyjemności. Okazuje się, że nasz wychowanek zdobył w Brazylii mistrzostwo świata uczelni wyższych, był w reprezentacji Akademii Medycznej w Gdańsku. Ważne, żeby chodzili później na mecze. Nam o to chodzi, staramy się wychowywać ich pod tym względem, żeby byli Arkowcami. Chcielibyśmy też, żeby wszyscy dookoła też tak robili, bo widać po frekwencji na stadionie, że coś jest jednak nie tak. Coś się zmieniło, jesteśmy w jakiejś apatii kibicowskiej, jeśli chodzi o modę na chodzenie na Arkę. Nie wiem, z czego to wynika. Wiadomo, że wynik sportowy jest bardzo ważny, aczkolwiek… Kiedyś, jak był ten zespół, w którym grali Bartek Ława, Moskalewicz, Niciński i inni, to jakoś wszyscy znaliśmy tych zawodników, oni byli bliżej nas. Teraz oni jakoś przemykają, uciekają – to jest problem. Jak robiliśmy obozy, półkolonie dla dzieciaków, to kiedyś połowa przychodziła albo w koszulkach z ,,dwudziestką” Bartka Ławy, albo z Ulanowskim, albo z Nicińskim, a teraz dziecko ma na plecach Messiego, Lewandowskiego i tak dalej. Kiedyś przychodziliśmy na nabór, a tam ośmiu Bartków Ławów, pięciu Ulanowskich, ale wyższych, chociaż mieli 6 lat (śmiech). Czasem się nad tym zastanawiamy, przychodzi trener Wilczyński, trener Cieślik i rzeczywiście, to się widzi też w szkołach, gdzie oni uczą – jest jakaś zapaść, nikt nie zna tych zawodników, którzy teraz grają w Arce. Nawet pamiętam, jak kiedyś przechodziłem obok boiska, dzieciaki grały w piłkę, jeden wziął piłkę i mówi ,,ja jestem Tshibamba”. Tak sobie myślę ,,kurczę, to już nie mógł wymyśleć sobie kogoś innego, tylko tego Tshibambę?” (śmiech)

On był też dla dzieciaków wyrazisty – ciemnoskóry, inny od reszty zawodników, jawiący się trochę egzotycznie, a strzelał gole.

IM: To był też jedyny zawodnik, którego Arka sprzedała, za którego dostała pieniądze, nie licząc ekwiwalentu.

KR: Tak, to jest tragedia Arki SA – że nie może wypromować zawodnika i sprzedać za kasę. Szwoch, Formella, Nalepa, Młyński – to byli zawodnicy, których można było wypromować i sprzedać, ale zła polityka klubu sprawiała, że to się nie działo. Oczywiście, oni odchodzili za jakieś 100 tys. zł, ale to był ekwiwalent.

5adc866a_si-arka-1.jpg

W jakim wieku następuje proces przechodzenia najstarszych roczników z SI Arka pod skrzydła klubu, to jest 16 lat? Czy dla chłopaków coś się wtedy zmienia?

KR: Tak, to jest 16 lat. Nie, nic się wtedy dla nich nie zmienia. To się odbywa na zasadzie umowy między nami, oni przechodzą po prostu bezgotówkowo pod skrzydła SA. Wiadomo, że SA też nie wszystkich chce – z tych 25 chłopaków weźmie sobie 20 czy 18. Tak to powinno wyglądać – jeżeli chcemy, żeby te roczniki osiągały coś w CLJ, tak jak teraz było wicemistrzostwo Polski, to trzeba je wzmocnić. Ja mam tu nawet trochę pretensji, że te roczniki są za słabo wzmacniane. One powinny być wzmacniane już u nas, czyli spółka, SA, powinna prowadzić skauting, licząc się z kosztami, i przekazywać tych wypatrzonych chłopaków do szkolenia w SI Arka. To jest bardziej opłacalne, bo ekwiwalent jest wtedy mniejszy, ale jak widać, nikomu w spółce nie zależy, żeby te zespoły były mocne. My z tym walczymy, mówimy o tym już od lat, a w kółko słyszymy to samo - ,,nie mamy pieniędzy”. Ale na kontrakty mają. Jak brakuje pieniędzy, to zawsze, w każdym klubie, odcinane są środki przeznaczone na młodzież. Żeby pierwszy zespół był dopiero na końcu dotknięty tym kryzysem finansowym. Czekamy na lepsze czasy. Właściciele Arki zmieniają się z przypadku. Moim zdaniem – nie mówię tu o trenerach, to jest moja opinia – właścicielem klubu piłkarskiego powinien zostać ktoś, kto kupuje ten klub trochę dla zabawy i dla ,,funu”, czyli stać go na rozwijanie tego klubu i nie patrzy na to, żeby to mu przyniosło zysk. Jeżeli nie stać mnie na doprowadzanie klubu do rozwoju, to po co go kupuję? Moim zdaniem dofinansowanie miejskie do klubów piłkarskich jest niepotrzebne. Kupić klub i liczyć na to, że ktoś mi to będzie finansował – to jest bez sensu. Załóż związek sportowy typu ,,pływanie synchroniczne mężczyzn”. Idziesz do Urzędu Miasta i mówisz ,,słuchajcie, ja jestem mistrzem Polski (bo tylko ja startuję), proszę mnie dofinansować, to jest prywatna inicjatywa”. Nie może tak być, żeby miasto do prywatnej spółki musiało dopłacać. Oczywiście, to jest w Polsce powszechne, ale mi się marzy, żeby Arkę kupił ktoś, kto ma wypchany portfel i który ma pasję, bo Arka jest czymś więcej niż tylko biznesem, i który będzie chciał inwestować swoją kasę i to dużą – ja tu nie mówię o wkładzie na poziomie miliona, tylko na poziomie dziesiątków milionów – i zrobi z tego zespół na wysokim poziomie.

IM: Takim człowiekiem jest właściciel Cracovii – taki filantrop, który wybudował akademię, bo sobie chciał. W Szczecinie mówili na otwarciu nowego stadionu, że wszystkie pieniądze, które Pogoń otrzymuje od miasta, idą tylko i wyłącznie na akademię.

KR: Naszym nieszczęściem jest, że dzieci w ogóle nie trenują na naturalnej trawie. Potem przychodzi mecz w CLJ, chłopaki jadą pierwszy raz na naturalną murawę – to jest inna dyscyplina sportu. Piłka trochę inaczej się odbija, jest szybsza, wolniejsza, bramkarz nie wie, o co chodzi, bo ona dostaje poślizgu – oni też muszą się na początku uczyć tego. No ale to już jest kwestia infrastruktury, która dotyczy też miasta. Nie wiem, czy ktoś sobie zdaje sprawę z tego, że w Gdyni są tylko dwa pełnowymiarowe naturalne boiska. To jest szokujące. Cała struktura młodzieżowa – to nie dotyczy tylko nas, to dotyczy też Bałtyku Gdynia i tak dalej – nigdy nie trenuje na trawie, nigdy nie rozegra meczu na naturalnym boisku, bo nie ma gdzie. To jest niewyobrażalne. To jest tak, jakbyś powiedział tenisiście, który ma grać na wysokim poziomie, że nigdy nie zagra na hard korcie, że musi grać na sztucznej trawie i dojść do poziomu zawodowego, nie wchodząc na inny kort. Jest to niemożliwe, tak samo tu – nie możemy wychować zawodnika na poziom europejski, jeśli on nie trenuje na naturalnej trawie. Ktoś powie ,,no ale w Barcelonie dzieci też trenują na sztucznej murawie”. Oczywiście – do szóstego, ósmego, dziewiątego roku życia, a później już zaczynają wchodzić na naturalne trawy. Norwegia, Szwecja, Niemcy – wszyscy mają sztuczne murawy, nie mówię, że nie, ale w pewnym momencie do tych naturalnych traw też mają dostęp. Bez tego naprawdę nie mamy szans zrobić w Gdyni piłki nożnej na wysokim poziomie. 10 lat temu my byliśmy jedną z lepszych szkółek piłkarskich w Polsce. W każdym roczniku Arka była groźna. Pamiętam, jak na mistrzostwach Polski U-15 Jagiellonia grała z nami, cofnęła się, grała z tyłu, my nie mogliśmy im gola strzelić, bo oni stali w polu karnym. I nasz trener podchodzi do trenera Jagiellonii i pyta ,,jak wy graliście w ogóle?”. A on odpowiada ,,a co pan chciał, żebyśmy się z Arką odkryli?”. Taka była różnica, ale niestety oni nam wszyscy uciekli. Pobudowali akademie – w Poznaniu, Cracovii czy Lubinie… Oczywiście, w niektórych takich akademiach jest 7 boisk naturalnych, w niektórych 4…

To jak wytłumaczyć wicemistrzostwo Polski z zeszłego sezonu?

KR: Sami nie wiemy, jak to było możliwe. Jedyny sposób, żeby to wytłumaczyć, to fakt, że musimy mieć dobrych trenerów. Wszystkie sukcesy w ostatnich latach, mistrzostwo Polski, wicemistrzostwo, wychowankowie grający w Ekstraklasie – to wszystko jest tylko i wyłącznie zasługą determinacji i umiejętności trenerskich. Trzeba przyznać, że my się staramy, żeby nasi wszyscy trenerzy posiadali odpowiednie kwalifikacje. Nie ma u nas czegoś takiego, jak warunkowe dopuszczenie do trenowania.

Tak jak teraz zdarzyło się w pierwszym zespole.

KR: U nas to się nie zdarza. Trenerzy mają odpowiednie uprawnienia. Ale nie wierzę, że te sukcesy będą cykliczne. Kiedyś były – w każdym roczniku walczyliśmy o mistrzostwo Polski, mieliśmy po sześciu-siedmiu wychowanków w reprezentacji…

To jest niebywałe, że teraz, po wicemistrzostwie Polski juniorów, nikt z tej drużyny nie jest powoływany do reprezentacji młodzieżowych.

KR: Jak masz akademię z prawdziwego zdarzenia – taką, jak ma Lech, Zagłębia, Cracovia – to ci najlepsi zawodnicy, którzy są dostrzegani w wieku 14-15 lat, już w tym wieku trafiają do tych akademii. My kiedyś mieliśmy bardzo, ale naprawdę BARDZO utalentowanego zawodnika – bramkarza Oliwiera Zycha, który teraz jest w Aston Villi i ma 19 lat. On był bardzo z nami zżyty, my – z trenerem Zagórskim na czele – poświęciliśmy mu bardzo dużo pracy. Ale on w pewnym momencie powiedział ,,ja muszę iść tam, gdzie będę mógł trenować na naturalnej trawie”, bo inaczej bramkarz się cofa w rozwoju. Próbowaliśmy rozmawiać z klubem, żeby go brali na treningi pierwszego zespołu chociaż dwa razy w tygodniu na naturalna trawę. A oni mówią, że piłkarze z pierwszego zespołu go zabiją, bo oni za mocno strzelają. Po czym Oliwier po dwóch latach idzie do pierwszego zespołu w Premier League, gdzie trenuje normalnie z seniorami, jedzie na obóz, gra w sparingach. Myślę, że jednak trochę lepsi zawodnicy tam grają, trochę celniej strzelają na bramkę, trochę mocniej – i jakoś go nie połamali. I tracimy w ten sposób takiego zawodnika. Ja mu jeszcze mówię ,,stary, masz moje błogosławieństwo. Idź, chłopaku, się rozwijaj. Trudno, że nie dostaniemy za ciebie pieniędzy. Ale może z ciebie będzie piłkarz. I dlatego nie ma reprezentantów – zauważ, że jak są powołania do tych kadr młodzieżowych, to tam jest po kilku zawodników Lecha czy Zagłębia…

IM: Ale tej chwili jest też bardzo dużo powoływanych chłopaków z zagranicy.

KR: Tak, oni wyjeżdżają, a my nie jesteśmy w stanie ich zatrzymać, bo nie mamy, jak. Gdyby jeszcze istniała polityka klubu, w której do takiego utalentowanego zawodnika podchodzi właściciel, trener czy prezes, i mówi mu ,,my tu postaramy się ciebie wypromować, żebyś z naszego klubu trafił do lepszego klubu za granicę”… Ale tu nie ma takiej polityki. Nikogo nie możemy sprzedać, nikogo nie możemy wypromować. Moim zdaniem takiego Krzepisza można było znacznie wcześniej postawić na bramce – jak miał 18 czy 19 lat, bo fizycznie był przygotowany i kto wie, jak jego kariera rozwijała by się dzisiaj. My się też napinamy, wszyscy trenerzy tutaj, żeby ci młodzi zawodnicy grali w Arce. Przez 25 lat: ,,o Jezus, żeby tylko grali w Arce”. I przyszedł taki moment, że jak trener Niciński zrobił awans, to tam było chyba z ośmiu naszych wychowanków. Wojowski, Sulewski, Formella, Szwoch, Marcjanik, jeszcze paru bym wymienił. I myśmy się tak strasznie cieszyli ,,o, super, super”. Co z tego, jak nadszedł awans do Ekstraklasy i wszyscy dostali kopa? Bo trzeba było sprowadzić nowych.

IM: I tak to wygląda. Krzysztof, ty kiedyś miałeś takie zdjęcie, jak w reprezentacji Polski U-19 w wyjściowym składzie stoi pięciu naszych wychowanków. To był rocznik 94.

KR: Seba Bartlewski, rocznik 94, na większości turniejów był dużo lepiej postrzegany od Milika. Zawsze Bartlewski był wybierany najlepszym piłkarzem.

IM: A Milik królem strzelców.

KR: Milik królem strzelców, ale wszyscy się zachwycali techniką Bartlewskiego. Milik był w Ajaxie, w Napoli, w Olympique Marsylia, w Juventusie… A Bartlewski w Podbeskidziu, Bałtyku i koniec. Śp. Jacek Dziubiński, który na skalę Polski był bardzo dużym fachowcem, przejmował w klubie roczniki 95, 94, 93, i mówił ,,Boże, jak ci zawodnicy są wyszkoleni technicznie”. Zobacz, rocznik 90 Jacka Dziubińskiego.

DU: Ekipa, gdzie był Krychowiak, Wilczyński, Bułka, Czoska, Kowol… to następny przykład, gdzie tylko Krychowiak zrobił karierę. Reszta chłopaków też była utalentowana, ale nie zrobili tak dużej kariery piłkarskiej.

99c5b0e1_si-arka-5.jpg

No dobrze, ale gdybyśmy po tym awansie w 2016 roku, kiedy weszliśmy do Ekstraklasy w dużej mierze wychowankami, grali dalej tymi chłopakami już w najwyższej lidze, to byśmy się utrzymali? Górnik Zabrze był swego czasu bardzo chwalony za odważne stawianie na młodzież, granie nastoletnimi Polakami w Ekstraklasie, ale w końcu ten eksperyment też się wypalił.

KR: Tego nie wiemy, zgadza się. Trzeba to zawsze wypośrodkować. Ale pamiętaj jedną rzecz – my teraz mamy zespół, z którym się ciężko utożsamiać, bo nie ma lidera. Nie ma Sobieraja, nie ma Bartka Ławy, nie ma Moskalewicza, nie ma Ulanowskiego. Kiedyś jak jakiś młody trafiał do pierwszego zespołu, my mówiliśmy do ,,Uliego” czy ,,Nitka”: ,,słuchaj, macie uważać na niego, macie mu pomóc”. I okej, wszystko było dobrze, oni rzeczywiście pomagali tym chłopakom, była jakaś tożsamość. A teraz nie ma lidera, nie ma tej tożsamości, dziwnie to wszystko wygląda. Ale na to my już nie mamy wpływu. Jeszcze jedna ważna kwestia – jak oglądasz mecze, w Ekstraklasie, w I lidze, to w 90% przypadków w pewnym momencie na banerach wyświetla się reklama szkółki piłkarskiej. U nas nie ma czegoś takiego. Walczymy z tym od iluś lat. Nie wiem, czemu tak jest, że nie chcą promować… siebie, no bo Arka to Arka.

W jakim wieku można powiedzieć, że chłopak ma talent do gry w piłkę?

TJ: Talent? Ja uważam, że u tych najmłodszych dzieci najważniejsza jest chęć biegania za piłką i predyspozycje do uprawiania sportu.

IM: A Krzepisz według ciebie jest utalentowany czy nie?

Myślę, że jest utalentowany, ale trochę się zasiedział, miał za wygodnie bez rywalizacji jesienią.

DU: U Kacpra to jest kwestia ciężkiej, ciężkiej pracy i cierpliwości.

IM: Ale moim zdaniem, gdyby nie trener Ojrzyński i trenerzy bramkarzy, to myślę, że Krzepisz by skończył w niższych klasach rozgrywkowych. Któregoś dnia trener potrzebował bramkarza na zajęciach pierwszego zespołu. ,,Dajcie jakiegoś bramkarza z rezerw” i trafiło na Kacpra Krzepisza. W czasie treningu bardzo dobrze się zaprezentował, a Ojrzyński skomentował ,,skąd wy macie takiego bramkarza?”.

KR: Mało jest w I lidze takich klubów, jak Arka, że w pierwszej jedenastce występuje trzech czy czterech wychowanków – Krzepisz czy Marcjanik, którzy są u nas od piątego-szóstego roku życia, do tego dochodzi Skóra czy Stępień. Naszych wychowanków tam trafia trochę, ale nam są potrzebni liderzy. Żeby zrobić awans, musi być lider albo na boisku, albo na ławce. Masz lidera na boisku?

Nie.

KR: A na ławce?

Też nie.

KR: No właśnie. Następne pytanie?

Jak stoi szkółka Arki na tle innych szkółek i akademii w skali kraju, jakie były największe sukcesy?

KR: Historycznie nieźle, obecnie gorzej. Rocznik 90 – mistrzostwo Polski, 94 – mistrzostwo Polski…

JK: 98 – wicemistrzostwo Polski, 99 – wicemistrzostwo Polski… Ale też w tych młodszych kategoriach wiekowych nie ma jakichś turniejów o mistrzostwo Polski, są różne mniejsze zawody w całej Polsce. I tam się każdy z Arką teraz też liczy, ale już nie tak bardzo, jak kiedyś. Wtedy było wiadomo, że jak Arka przyjedzie, to będzie prezentowała solidny poziom w każdym roczniku.

KR: Dużym sukcesem jest też turniej Arka Gdynia Cup. To jest turniej znany w całej Polsce. Tam grał Milik, Gordon z Evertonu…

IM: Tak, tam grały zespoły, które naprawdę mają nazwę i markę – Everton, Bayer Leverkusen, Borussia Dortmund, HSV Hamburg, Aston Villa… A to jest turniej w stu procentach organizowany przez SI Arka.

KR: Uważam, że my robimy wiele dla wizerunku Arki, a Arka SA robi dla nas relatywnie mało – taka jest moja opinia. Mam też taką nadzieję, że w następnych latach Arka Gdynia SA zwiększy swoje zaangażowanie finansowe w funkcjonowanie SI Arka Gdynia. Na dzisiaj kwota 120 tys. przekazywana rocznie na szkolenie najmłodszych roczników – uważamy, że jest wyjątkowo mała.

Jakie są największe trudności, z jakimi się borykacie na co dzień?

KR: Infrastruktura, infrastruktura i jeszcze raz infrastruktura. Ze wszystkim innym sobie radzimy, ale z infrastrukturą jest ciężko, a poprawa tego wiąże się z ogromnymi kosztami. Budowa akademii - przypuszczam, że jest to koszt ok. 100 mln zł. I w dzisiejszej rzeczywistości władze miasta nie są w stanie zrealizować takiej inwestycji. Oczywiście miasto nam zawsze pomaga i zawsze pomagało. Dobrze, że udało nam się zrealizować wymianę trawy i oświetlenia boiska treningowego na Witominie. Naszym celem w najbliższym czasie będzie budowanie tożsamości u młodych zawodników. Awans do Ekstraklasy na pewno by sprawił, że w Arce Gdynia wykreowaliby się nowi idole – tacy, jak śp. Janusz Kupcewicz, który był naszym przyjacielem i doradcą od początku istnienia SI Arka Gdynia. Brakuje nam go bardzo, a młodym zawodnikom brakuje dzisiaj takich idoli.

IM: Przez to również mało dzieci chce teraz chodzić na mecze.

KR: Tak, to też jest rola kibiców, wasza rola jako redakcji – żeby przestać głaskać piłkarzy, tylko im kazać być idolami, być guru dla dzieciaków, żeby był jakiś kontakt. Jest problem z budowaniem tożsamości w naszym klubie.


W naszej rozmowie wiele razy przewijało się słowo ,,tożsamość”. Tak jak na wstępie zaznaczyliśmy, że trenerzy w SI Arka wykonują z dziećmi ciężką pracę u podstaw, tak w kierunku rozwijania żółto-niebieskiej tożsamości taką pracę może wykonać każdy z nas. Przekazujmy młodemu pokoleniu naszą pasję do tych świętych barw. Zabierajmy młodzież na mecze, podkreślajmy wartości, jakie są ważne w sporcie – zawzięcie, męstwo, wytrwałość, cierpliwość, waleczność, ambicję, charakter, upór w dążeniu do celu, zaangażowanie. Róbmy wszystko, by młodzi chłopcy przesiąknęli Arką i by chodzenie na mecze stało się dla nich największą pasją. Zapraszamy też do wsparcia SI Arka w jej bieżącej działalności – posyłania do szkółki chłopców i dziewczynek chcących grać w piłkę, przekazywania 1,5% podatku przy rozliczeniu PIT-u na stowarzyszenie (tutaj szczegóły), promowania SI, przychodzenia na mecze młodych zawodników, dawania im wsparcia. Wszystkich problemów, jakie zostały poruszone w rozmowie, nie przeskoczymy z dnia na dzień. Codziennym zaangażowaniem i wspieraniem wychowywania kolejnych talentów możemy jednak wspólnie wykonywać kolejne małe kroki. Arka jest wspólnym dobrem wszystkich jej kibiców. Niech to nie będą puste słowa.


Podziękowania za pomoc w realizacji wywiadu dla kolejnego z trenerów SI Arka Daniela Kuplickiego.


rozmawiał Kowboj