Po dwóch zwycięstwach z rzędu podopieczni Ryszarda Tarasiewicza zamierzali pójść za ciosem i podnieść z murawy kolejny komplet punktów, który w tabeli wywindowałby ich do strefy bezpośredniego awansu. Było jednak jasne, że o pomyślny finisz nie będzie łatwo. Za kartki przy al. Unii Lubelskiej pauzował Michał Marcjanik, wciąż kontuzjowany pozostawał Christian Aleman, mecz na ławce rozpoczęli zmagający się z urazami Sebastian Milewski i Karol Czubak, na rozgrzewce ze składu wypadł dodatkowo Bartosz Rymaniak, a Omran Haydary znalazł się w wyjściowej jedenastce, ale borykał się z przeziębieniem. Przy takich problemach kadrowych zwycięstwo w Łodzi jawiło się jako cel szalenie trudny do osiągnięcia. Ostatecznie na środku obrony Martinowi Dobrotce partnerował Przemysław Stolc, boki defensywy zostały obstawione przez Jerzego Tomala i Marcela Ziemanna, w środku pola od pierwszego gwizdka oglądaliśmy Adriana Purzyckiego, a na szpicy zameldował się Mateusz Żebrowski. W przypadku ŁKS-u obyło się bez niespodzianek - Kazimierz Moskal wystawił najlepszy skład, jakim na ten moment dysponował.

Arkowcy rozpoczęli spotkanie fenomenalnie. Już w 1. minucie kapitalne prostopadłe podanie Żebrowskiego wyprowadziło Haydary'ego sam na sam z Bobkiem, a Afgańczyk w tej doskonałej sytuacji widowiskowo podciął piłkę nad młodym golkiperem gospodarzy i wyprowadził żółto-niebieskich na błyskawiczne prowadzenie. Łodzianie przez pierwszy kwadrans byli wyraźnie oszołomieni takim obrotem spraw. Żółto-niebiescy dobrze trzymali pozycje i mieli sporo z gry. Po upływie 15 minut taki stan rzeczy zaczął się jednak zmieniać. W 17. minucie Dankowski strzelał sprzed pola karnego tuż nad poprzeczką bramki Krzepisza. Kilka minut później Żebrowski przy wyskoku do futbolówki oberwał od Nowackiego w oko i został zmuszony do opuszczenia boiska. Sędzia Lasyk dał piłkarzowi miejscowych żółtą kartkę, choć miał prawo wyciągnąć z kieszonki kartonik w kolorze czerwonym. W 29. minucie Ziemann wstrzelił piłkę z lewej strony w pole karne, tam do uderzenia doszedł Skóra, a próbę 19-latka zablokował ręką Marciniak. Lasyk nie miał wyboru i musiał wskazać na jedenasty metr. Do futbolówki ustawionej na wapnie podszedł polujący na dziesiątego gola w sezonie Haydary, ale strzelił fatalnie, w sam środek bramki, wprost w Bobka, przez co na tablicy wyników wciąż było tylko 1:0 dla Arki. To wydarzenie ewidentnie napędziło łodzian. W 36. minucie ŁKS miał rzut rożny, Trąbka dośrodkował na przedpole, a tam Monsalve wyrwał się spod opieki Stolca, Krzepisz został na linii bramkowej i przy próbie piąstkowania był wyraźnie spóźniony, a Hiszpan z kilku metrów zapakował piłkę głową do siatki, doprowadzając do remisu. W kolejnych minutach podopieczni Moskala przeważali, ale nie stworzyli już sobie czystych okazji bramkowych i po 45 minutach na tablicy wyników widniał rezultat 1:1.

Tak jak pierwszą połowę od mocnego uderzenia zaczęli gdynianie, tak drugą mogli w podobny sposób otworzyć gospodarze. Strzał Trąbki został jednak zablokowany, a dobitka Pirulo po rykoszecie trafiła w rękawice Krzepisza. W 54. minucie kapitalne prostopadłe podanie Trąbki z linii środkowej wyprowadziło Szeligę do sytuacji oko w oko z Krzepiszem, ale uderzenie lewoskrzydłowego z ostrego kąta po ziemi przeszło minimalnie obok prawego słupka bramki Arki. Siedem minut później Skóra otrzymał futbolówkę do nogi przed szesnastką i podjął dobrą decyzję o strzale, natomiast Bobek był na posterunku i poradził sobie z próbą 19-latka. W 65. minucie Dankowski i Trąbka rozegrali piłkę w duecie na prawej stronie boiska, Stolcowi i Ziemannowi zakręciło się w głowie, Dankowski wpadł z futbolówką na wysokość pola karnego, wstrzelił ją po ziemi w szesnastkę, tam Tomal zgubił krycie Szeligi, a ten skutecznym strzałem lewą nogą umieścił piłkę w siatce i ŁKS już prowadził. Trzy minuty później gospodarze rozegrali bliźniaczą akcję, znów Dankowski centrował w pole karne, a Szeliga - tym razem głową - nieznacznie się pomylił, przenosząc futbolówkę nad poprzeczką. W odpowiedzi Haydary próbował szczęścia sprzed pola karnego, jednak miał w tym przypadku wyraźnie rozregulowany celownik. W 79. minucie Kort strzelał z dystansu, Krzepisz wypluł piłkę przed siebie, a Dobrotka uprzedził biegnącego w kierunku dobitki Juricia. Arka chciała odmienić losy spotkania, na boisku pojawił się Czubak, ale żółto-niebiescy bili głową w mur. W trzeciej doliczonej minucie Ochronczuk zagrał kapitalną prostopadłą piłkę z linii środkowej do Juricia, Bośniak uciekł Dobrotce i wyszedł sam na sam z Krzepiszem, po czym uderzeniem w krótki róg przesądził losy rywalizacji. Chwilę później sędzia Lasyk zakończył zawody.

Osłabiona brakiem podstawowych zawodników Arka nie miała w Łodzi wiele do powiedzenia w starciu z bardzo dobrze dysponowanymi, grającymi szybką i energiczną piłkę gospodarzami. ŁKS pokazał znacznie więcej ruchliwości, dynamiki, pomysłu na rozegranie, szerszy wachlarz konstruowania akcji. Kluczowym momentem dla końcowego wyniku był zmarnowany przez Omrana Haydary'ego rzut karny, który spowodował, że gospodarze złapali wiatr w żagle, ale obiektywnie trzeba przyznać, że piłkarze Kazimierza Moskala byli w niedzielę lepsi i zasłużenie zwyciężyli. W przypadku żółto-niebieskich po raz kolejny wychodzi natomiast fatalnie zbudowana kadra zespołu i winę za taki stan rzeczy ponoszą ludzie zarządzający Arką. Nie ma człowieka do zastąpienia Karola Czubaka, bo Mateusz Żebrowski wystąpił przez pierwsze pół godziny na ,,dziewiątce" z konieczności wywołanej również faktem, że Mateusz Kuzimski jest cieniem zawodnika. Środek pola bez Sebastiana Milewskiego wygląda o dwie klasy gorzej. Kiedy Christian Aleman zmaga się z kontuzją, a Hubert Adamczyk jest skutecznie przykrywany albo zwyczajnie nie ma swojego dnia (tak jak w niedzielę), brakuje piłkarzy do konstruowania akcji. O obronie już nawet nie wspominamy, bo ta jest bolączką zespołu przez całą rundę jesienną. Tak krawiec kraje, jak mu materiału staje. W Łodzi Ryszard Tarasiewicz i tak wyciągnął z gry drużyny tyle, ile w takich warunkach dało się wyciągnąć. Zimą potrzebne są transfery - zwłaszcza w bloku defensywnym, ale jak widać, nie tylko w nim. W tabeli Arka plasuje się na 4. pozycji ze stratą czterech punktów do ŁKS-u i trzech do Puszczy (niepołomiczanie zagrają jeszcze w poniedziałek u siebie ze Skrą Częstochowa) oraz Ruchu, mają dwa oczka przewagi nad Podbeskidziem i trzy nad GKS-em Katowice oraz Chrobrym, który jednak w niedzielę zmierzy się jeszcze na wyjeździe z Górnikiem Łęczna i ma szansę zrównać się z gdynianami. Żółto-niebieskim do końca roku zostały już tylko dwa spotkania na własnym boisku. W pierwszym z nich, w następną niedzielę o 12:40, Arka zmierzy się z KS Nieciecza.


ŁKS Łódź - Arka Gdynia 3:1

Bramki: Monsalve 36', Szeliga 65', Jurić 90+3' - Haydary 1'

ŁKS: Bobek - Dankowski, Monsalve, Marciniak, Tutyskinas - Pirulo (90+1' Biel), Ochronczuk, Nowacki (46' Koprowski), Trąbka (74' Kort), Janczukowicz (74' Jurić) - Balongo (45+2' Szeliga).

Arka: Krzepisz - Tomal, Stolc, Dobrotka, Ziemann - Haydary, Purzycki (60' Milewski), Gol, Adamczyk, Skóra (80' Czubak) - Żebrowski (26' Kuzimski).

Żółte kartki: Nowacki, Marciniak - Skóra, Tomal, Haydary.

Sędzia: Piotr Lasyk (Bytom).

Frekwencja: 11 005.

W 29. minucie Aleksander Bobek obronił rzut karny wykonywany przez Omrana Haydary'ego.