Trwają poszukiwania nowego trenera Arki. Mimo, że żadne oficjalne deklaracje nie padły, przyszłość Jacka Zielińskiego w tym momencie wydaje się być przesądzona. Dużo mówiło się o tym, że nowym szkoleniowcem ma być zagraniczny trener. Wczoraj pisaliśmy o kandydaturze Davida Holoubka. W międzyczasie za kulisami zaczęły krążyć jednak także polskie nazwiska,w tym jedno, które niestety świetnie znamy. Mowa tu o poprzednim trenerze żółto-niebieskich, Zbigniewie Smółce.

Brzmi jak żart, ale niestety nim nie jest. Właściciele pakietu większościowego i pion sportowy realnie myśleli o ponownym angażu trenera, z którymi wiążą się jak najgorsze wspomnienia ostatnich miesięcy. Przypomnijmy, że Smółka opuszczał Arkę mając na koncie 13 meczów z rzędu bez zwycięstwa (choć w derbach Trójmiasta prowadził drużynę już tylko formalnie). Snute przez niego wizje Arki grającej atrakcyjną, techniczną piłkę omamiły władze Arki, które zdecydowały się na podpisanie kontraktu z trenerem, nie miały jednak zbyt wiele wspólnego z rzeczywistością. Za jego kadencji żółto-niebiescy zagrali de facto jeden mecz, w którym styl (i wynik) można było oklaskiwać na stojąco. Mowa oczywiście zwycięstwie 4:1 nad Wisłą Kraków w Gdyni. A od tego właśnie spotkania rozpoczęła się wyżej wspomniana czarna seria, niechybnie prowadząca do spadku z ekstraklasy, którą udało się zakończyć (i uratować sezon) dopiero w rundzie finałowej, już za kadencji Jacka Zielińskiego.

Aspekt piłkarski pracy byłego szkoleniowca Stali Mielec to jedno. Smółka zasłynął również z równie barwnych, co oderwanych od rzeczywistości wypowiedzi w mediach. Jego słowa krytyki w kierunku "niechcącej grać w piłkę" Korony po przegranym przez Arkę w kiepskim stylu meczu w Kielcach, przeszły już do historii. Jak słychać od osób mających (nie)przyjemność z nim współpracować, nieposiadający wielkiego doświadczenia i debiutujący w ekstraklasie trener wszystko od wszystkich wiedział zresztą lepiej, a do jego manier i taktu można było mieć ogromne zastrzeżenia. Do tego dodajmy fakt roztaczania wizji i obietnic w rozmowach indywidualnych z piłkarzami, a następnie działań zupełnie do nich odwrotnych.

Wygląda na to, że spełnienia czarnej wizji pod tytułem "powrót Smółki do Arki" jednak nie dojdzie, ale sam fakt, że taki scenariusz był rozważany, bardzo źle świadczy o władzach klubu. Pozwala również mieć wątpliwości, czy istniej w ogóle realny plan naprawczy obecnej sytuacji, w której znajduje się drużyna. Przypomnijmy, że Arka zajmuje obecnie miejsce spadkowe w tabeli, pożegnała się szybko z rozgrywkami Pucharu Polski, a z letnich transferów broni się jedynie póki sprowadzenie Dawita Schirtladze (którego na marginesie nie przypiszą sobie ani Antoni Łukasieiwcz, Rafał Żurowski, czy Dominik Midak). Za 13 dni derby Trójmiasta.

W piątkowym wywiadzie w Przeglądzie Sportowym, dyrektor sportowy Arki, Antoni Łukasiewicz, nawiązując do wypowiedzi Dominika Midaka z konferencji prasowej przedstawiającej nowego prezesa, powiedział:

Komunikat właściciela klubu Pana Dominika Midaka jest jasny, czytelny i zdecydowany, Arka nie godzi się z obecną sytuacją i będziemy wspólnie ciężko pracować nad budową mocnego i silnego klubu.

Zeby za chwilę się nie okazało, że Arka, w postaci jej władz, pogodziła się ze spadkiem.