Brazylijczyk Alan Fialho trafił do Arki na zasadzie wypożyczenia z brazylijskiego Fluminense Rio de Janeiro. Początki miał wyjątkowo trudne. Pucharowy mecz w Wejherowie mu nie wyszedł, a trener Dariusz Dźwigała postawił na parę stoperów Marcjanik - Sobieraj. I chociaż Arka niemal co mecz traciła bramkę, to Alan wciąż czekał na swoją szansę. Otrzymał ją dopiero w meczu 9. kolejki, gdy zastąpił w 52 minucie Antonio Calderona. Tak naprawdę pomocną dłoń w kierunku Alan wyciągnął... Michał Nalepa, który dwie minuty wcześniej obejrzał czerwoną kartkę i trener musiał przegrupować zespół.
Źle to się zaczęło. Po 13 godzinach lotu do Gdyni, praktycznie z marszu, wszedłem na boisko i zagrałem w sparingu. Tak się nieszczęśliwie złożyło, że złamałem nogę chłopakowi z drużyny przeciwnej. Trener chyba uznał, że nie jestem odpowiedzialny, może pomyślał, że jestem boiskowym brutalem. Nie wiem, ale fakty są takie, że od tego momentu nie dostawałem szans na grę. Byłem załamany, ale wiedziałem, że muszę ciężko pracować i robić swoje, bo to jedyna droga do tego, by zmienić swoją sytuację.
W meczu z Chojniczanką zasygnalizował niezłą formę i pierwszy raz został zauważony przez kibiców. Za krótki występ otrzymał notę 4.95, trzecią w zespole. W Arce zmienił się trener. Grzegorz Niciński po analizie problemów zespołu, postanowił Marcjanika zastąpić właśnie Alanem. Efekt? Arka w pięciu meczach, nie licząc felernego spotkania w Lubinie, straciła ledwie dwie bramki. Obie po stałych fragmentach gry! Oczywiście, składowych było więcej, ale ta decyzja legła u podstaw metamorfozy Arki. Alan wniósł do gry drużyny mnóstwo energii i życia.
Po okresie w Legii i na początku w Arce, zacząłem wątpić w siebie, w swoje możliwości. Skoro nie grałem w kolejnym klubie, to uznałem, że coś jest ze mną nie tak. Teraz już jest lepiej, czuję się dobrze fizycznie i psychicznie. Trudności w Legii, na początku w Arce sprawiły, że stałem się twardszy. W Polsce mówi się, że co cię nie zabije, to cię wzmocni. Ze mną chyba tak właśnie było. Nabrałem też doświadczenia i dojrzałości w grze. Na pewno jestem innym piłkarzem niż półtora roku temu, dojrzałem, jestem lepiej przygotowany do gry w Europie.
Alan, jak na Brazylijczyka przystało, lubi grać do przodu, chociaż w meczu z Chrobrym dwa razy mogło się to źle skończyć. Znacznie lepiej w tym kontekście poszło mu w Bytowie, gdzie jego świetne podanie do Wardzińskiego dało Arce wyrównującą bramkę. Jak mówi sam zawodnik, na razie w Gdyni nie jest specjalnie rozpoznawalny. Mieszka w hotelu, rzadko zapuszcza się do centrum miasta.
Nie każdy mecz Arki jest transmitowany w telewizji, nie gramy najlepiej, więc na trybunach też tłumów nie ma. Ci, którzy uczęszczają na mecze, poznają mnie na ulicy. Ale na pewno jestem bardziej rozpoznawalny w Gdyni, niż w Warszawie. Kibice Arki i Legii, gdzie grałem, mają cechy wspólne – są wierni, nie odwracają się, gdy drużynie nie idzie, szanują piłkarzy.
Jak podkreśla sam zainteresowany, jednym z jego marzeń jest gra w Legii. Zdaniem Alana to klub, który o kilka długości odskoczył reszcie stawki i Brazylijczyk poprzez dobrą grę w Arce chciałby się przybliżyć do powrotu do stolicy.